Łukasz Kuczera: Szukajmy następców Kubicy. Kartingowcy w Warszawie (komentarz)

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: kartingowcy podczas konferencji w Warszawie
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: kartingowcy podczas konferencji w Warszawie

Na konferencji Orlenu i Roberta Kubicy nie zabrakło miejsca dla najmłodszych. To cieszy, bo pokazuje, że firma z Płocka nie myśli tylko o tu i teraz. Być może w jej akademii znajduje się właśnie następca Kubicy, o którym usłyszymy w przyszłości.

Cyfry i statystyki potrafią robić wrażenie, zwłaszcza jeśli chodzi o pieniądze. Na wtorkowej konferencji nie było jednak tabelek, wykresów i mówienia o tym, ile Orlen zyska na współpracy z Williamsem i Robertem Kubicą. Nie było też mowy, ile wyda na stajnię z Grove. To tajemnica biznesowa, co zrozumiałe dla wszystkich.

Co najważniejsze, Kubica nie był jedynym bohaterem tej imprezy. A mogłoby się wydawać, że jedyny w historii Polski kierowca Formuły 1 jest na tyle dużą gwiazdą, że przyćmiewa wszystkie inne postaci. Przecież większości dziennikarzy zależało tylko na tym, aby nagrać jakąś wypowiedź kierowcy Williamsa i wysłuchać, co ma do powiedzenia. Części z nich nazwiska Przygoński, Giemza czy Tomiczek nic nie mówią.

Tymczasem Orlen jednym ruchem pokazał, że nie dba tylko o Kubicę i Williamsa. Potrafił odważyć się na gest i zaprosił kartingowców, którzy rywalizują w serii Rotax Max Challenge i Rok Cup Poland. Byli też zawodnicy Orlen Teamu, którzy ostatnio osiągnęli świetne wyniki w Rajdzie Dakar.

ZOBACZ WIDEO Robert Kubica określił cel na sezon 2019. "Zawsze byłem kiepski w obietnicach"

Robert Kubica w Warszawie. Zobacz zdjęcia! 

Cieszy, że ktoś w Orlenie pomyślał, by do Warszawy ściągnąć najlepszych kierowców młodego pokolenia. Dla tych dzieciaków to bez wątpienia było ogromne przeżycie. Zobaczyli na własne oczy swojego idola, zrobili sobie z nim zdjęcie, przybili piątkę. Być może w ten sposób zyskali dodatkową motywację, bo przecież aby zostać gwiazdą F1, najpierw trzeba przejść przez kilka szczebli w kartingu.

- Mamy tu kartingowców, dakarowców. Rozwijamy się jako ojczyzna. Jak byłem mały, to takiego wyboru nie było. To cieszy. Mamy narzędzia, by zrobić coś fajnego w przyszłości. Również dla małych dzieciaków - mówił ze sceny Kubica.

Gdy Orlen ogłaszał podpisanie kontraktu z Williamsem, sporo mówiło się o tym, że firma z Płocka za rok współpracy zapłaci ok. 10 mln euro. Nikt nie podnosi jednak tematu tego, ile trzeba wydać na starty w kartingu. Że mogą się one nigdy nie zwrócić, bo przecież kariera dziecka może się załamać w każdej chwili.

Na tym najniższym szczeblu też mamy wsparcie Orlenu. Być może jest ono nawet ważniejsze niż te, jakie otrzymał przed tym sezonem Williams. Oczywiście, bez pieniędzy płockiego koncernu najpewniej nie byłoby powrotu Kubicy do F1, ale bez wspierania młodzieży nawet nie moglibyśmy marzyć o tym, że ktoś kiedyś pójdzie w ślady krakowianina i zostanie kolejnym przedstawicielem Polski w F1.

Williams i Kubica dziękują polskim kibicom. Czytaj więcej!

Motorsport nigdy nie był, nie jest i nie będzie tani. Aby osiągnąć w nim sukces, trzeba mieć pieniądze. Nie ma się co oszukiwać. W naszym kraju nie ma infrastruktury ku temu, by szkolić przyszłe gwiazdy F1. Przez wiele lat nie było też odpowiedniego programu. To, że Kubica dotarł na najwyższy poziom, to kwestia szczęścia. I zawziętości jego ojca.

Decyzja Orlenu sprawiła, że będziemy mieć polską firmę paliwową wśród największych marek świata. Obok Shella, Petronasa czy BP. To cieszy, bo tak jak zauważył Kubica, to dowód na rozwój naszej ojczyzny. Jeszcze bardziej cieszy to, że Orlen znajduje środki, by finansować karting i młodą akademię. Bo o ile ekspozycję marki w F1 można przeliczyć na grube miliony, o tyle w kartingu już niekoniecznie.

I tak jak Lotos od lat szuka w skokach narciarskich "następców mistrza", tak Orlen właśnie zaczyna poszukiwań następców Kubicy. Oby poprzez jego akademię kiedyś do F1 zawitał kolejny kierowca z Polski.

Łukasz Kuczera

Źródło artykułu: