W poniedziałek w świecie Formuły 1 wybuchła bomba, po tym jak promotorzy ogłosili, że nie podobają się im poczynania Liberty Media i obawiają się o przyszłość królowej motorsportu. Działacze odpowiedzialni m. in. za wyścigi na Silverstone czy Monzie zagrozili nawet odejściem z F1.
Meksykanie wyłamali się z protestu. Głos poparcia dla właściciela F1. Czytaj więcej!
Pomoc właścicielowi F1 zaproponował Bernie Ecclestone. - Jeśli ludzie mówią, że powinienem się w to zaangażować, to decyzja należy do Liberty Media - stwierdził.
ZOBACZ WIDEO Jakie są marzenia Kubicy? "Zrobienie dobrej roboty i pozostanie w F1 na dłużej"
Brytyjczyk przez wiele lat był szefem F1. To on uczynił z niej globalną markę, ale przed niespełna trzema laty postanowił spieniężyć swój sukces. Liberty Media zapłaciło 8 mld dolarów za akcje F1.
- Jestem tylko zwykłym pracownikiem i zrobię to, co mi powiedzą. Jeśli chcą, abym im pomógł, to jestem w stanie to zrobić. Nie chcę na łożu śmierci patrzeć na to jak sport, który stworzyłem od podstaw, zaczyna niszczeć - dodał 88-latek.
Obecny bunt promotorów wynika z nowej polityki Liberty Media. Amerykanie chcą postawić na organizację wyścigów w nowych miejscach, mocno promując rywalizację na ulicach miast. W roku 2020 do kalendarza dołączy Grand Prix Wietnamu, które odbędzie się na torze ulicznym pod Hanoi. Trwają też rozmowy ws. Grand Prix Miami.
Promotorom nie spodobał się też fakt, że właściciel F1 jest w stanie iść na rękę niektórym działaczom. Miami miałoby nie płacić za organizację wyścigu, a w zamian dzieliłoby się zyskami z imprezy. Tymczasem od zarządców europejskich Grand Prix wymaga się sporych opłat na samym starcie.