Przed tym sezonem doszło do znaczącej zmiany aerodynamiki w Formule 1. Przednie skrzydła są mniej skomplikowane, zaś tylne urosły do dość sporych rozmiarów. Wszystko po to, aby kierowcom łatwiej było jechać tuż za rywalem. W zamyśle miało to sprzyjać wyprzedzaniu i poprawić atrakcyjność F1.
Start do Grand Prix Australii pokazał jednak, że większe tylne skrzydła są też problemem dla kierowców. Zasłaniają one światła, które sygnalizują początek rywalizacji.
Czytaj także: Williams podsumował wyścig
- Stojąc na polach startowych w ogóle ich nie widziałem. Musiałem reagować w momencie, gdy zobaczyłem, że inne samochody wokół mnie ruszyły. Dlatego straciłem kilka miejsc - powiedział Pierre Gasly, kierowca Red Bull Racing.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 102. Maciej Wisławski: Robert Kubica to dla mnie "nadczłowiek". Kierowca totalny
Podobne zdanie po wyścigu wyraził Robert Kubica. - Był moment, że zacząłem panikować - stwierdził kierowca Williamsa.
To właśnie pomiędzy Gaslym a Kubicą doszło do kontaktu w pierwszym zakręcie. Francuz ratował się przed kolizją z innym kierowcą. W efekcie wpadł na Polaka i uszkodził przednie skrzydło w jego samochodzie. - Utknąłem w korku, wokół było sporo samochodów. Moje przednie skrzydło też było nieco uszkodzone, więc to mi nie pomogło - dodał Gasly.
Czytaj także: Usterka w samochodzie Hamiltona
Reprezentant ekipy z Milton Keynes dojechał do mety na jedenastym miejscu, więc debiut w barwach Red Bulla zaliczył bez zdobyczy punktowej. To dla Francuza spory zawód. Zwłaszcza, że Max Verstappen zameldował się na podium.
- Jechałem cały wyścig blisko rywali, ale moje opony się ślizgały i nie byłem w stanie wyprzedzać. Naciskałem tyle, ile mogłem. Próbowałem wszystkiego. To jednak nie wystarczyło. Pocieszające jest to, że nasze tempo było dobre - podsumował Gasly.