F1: Williams znalazł sojusznika. Renault sprzeciwia się idei "zespołów B"

Williams znalazł sojusznika w krucjacie przeciwko "zespołom B" w Formule 1. Renault jest zdania, że zawieranie sojuszów pomiędzy większymi a mniejszymi zespołami nie wpływają pozytywnie na przyszłość tego sportu.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Robert Kubica Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica
Już nie tylko Williams otwarcie mówi o tym, że sojusze czołowych zespołów z tymi mniejszymi negatywnie wpływają na sytuację w Formule 1. Do podobnego wniosku doszli szefowie Renault.

- Moglibyśmy spędzić wiele godzin na omówieniu tego tematu. Dla Renault to wyzwanie. Chcemy rywalizować z czołową trójką, podczas gdy oni mają o 30 proc. więcej zasobów niż my. Dodatkowo są w stanie połączyć je z mniejszymi podmiotami. Korzystają ze zjawiska synergii. I to jest problem. Nie tylko dla nas, ale też dla co najmniej dwóch innych ekip - powiedział Cyril Abiteboul, szef Renault.

Czytaj także: Dlaczego Williams jest ostatni?

Francuz ma na myśli nie tylko Williamsa, ale też McLarena. To właśnie te trzy zespoły początkowo nie chciały się zgodzić na to, aby Racing Point otrzymał zgodę na starty w F1 po upadku Force India. Szefowie tych ekip mieli świadomość, że nowy team Lawrence'a Strolla dzięki sojuszowi z Mercedesem może osiągnąć sukces w F1.

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 106. Andrzej Borowczyk: Kubica mógł wejść na szczyt. Wstępny kontrakt z Ferrari był już podpisany

W podobnej sytuacji znajdują się Haas i Alfa Romeo, które ściśle współpracują z Ferrari i kupują od włoskiego producenta szereg części, ograniczając w ten sposób koszty. Z kolei od tego sezonu Toro Rosso zaczęło wykorzystywać elementy z ubiegłorocznego samochodu Red Bulla.

Narzekania ze strony Williamsa i Renault mogą doprowadzić do tego, że idea "zespołów B" zostanie zakazana lub mocno ograniczona. Sytuacji przygląda się bowiem FIA i nie wyklucza, że w nowym regulaminie wprowadzone zostaną odpowiednie zmiany. Mogłyby one obowiązywać od roku 2021.

Abiteboul zdradził jednak, że nie jest zadowolony z propozycji federacji w tym zakresie. Kibice nie znają jednak szczegółów tych rozmów.

- To poważny temat, bo może oznaczać, że mamy trzy czołowe ekipy i one już na zawsze pozostaną w czołówce. Może będziemy musieli się pogodzić z tym, że jeśli nowy zespół dołącza do stawki, to nigdy nie będzie w stanie walczyć o zwycięstwa. Jesteśmy bardzo ostrożni, co do propozycji jakie nam przedstawiono. Będziemy jednak kontynuować negocjacje z Liberty Media i F1 - dodał Francuz.

Czytaj także: Vettel wskazał główny problem Ferrari

Po przeciwnej stronie barykady znajdują się jednak szefowie Ferrari czy Red Bull Racing. - Skoro są jakieś obawy, to musimy o nich porozmawiać, zrozumieć istotę problemu i upewnić się, że rozwiążemy tę kwestię - skomentował Mattia Binotto, szef Ferrari.

- F1 jest drogim sportem. Taki model współpracy to rozsądny kompromis pomiędzy byciem pełnowartościowym konstruktorem a możliwościami nabycia szeregu części w tańszy sposób - podsumował Christian Horner, szef Red Bulla.

Czy sprzeciwiasz się idei "zespołów B" w Formule 1?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×