Robert Kubica musiał startować z pit-lane, po tym jak w jego samochodzie wymieniono szereg części po wypadku w sobotnich kwalifikacjach. Mechanicy Williamsa popełnili jednak błąd, bo przedwcześnie nakazali wyjechać 34-latkowi z garażu. Polak zameldował się na początku alei serwisowej aż o dziewięć minut za wcześnie.
- To nie jest tak, że sam zapalam auto i wyjeżdżam. Nie wiem skąd to się wzięło - tłumaczył Kubica przed kamerami Eleven Sports.
Czytaj także: Kolejna fuszerka w wykonaniu Williamsa. Czy to jeszcze dziwi?
Przewinienie ekipy z Grove było oczywiste, ale Kubica nic nie zyskał na przedwczesnym opuszczeniu garażu. Polak i tak miał zagwarantowane pierwsze miejsce w alei serwisowej. Kimi Raikkonen i Pierre Gasly musieli ustawić się za nim, bo zostali wykluczeni z wyników kwalifikacji. Czy decyzja sędziów nie była zatem zbyt surowa?
ZOBACZ WIDEO: Spróbowaliśmy sił w symulatorze Formuły 1. Teraz każdy może poczuć się jak Robert Kubica!
- Zostały naruszone przepisy dotyczące tego, kiedy można się ustawić w kolejce do startu z pit-lane. Regulamin to regulamin. Od momentu śmierci Charliego Whitinga nowa władza szybko pokazała, że wyznaje zasadę "zero tolerancji" dla jakichkolwiek wykroczeń. To dość zrozumiałe - skomentował sytuację Mark Hughes z "Motorsport Magazine".
Należy bowiem pamiętać, że sędziowie w ubiegły weekend w Baku mieli ogrom pracy. To właśnie Michael Masi, który zastąpił niedawno zmarłego Charliego Whitinga na stanowisku dyrektora wyścigowego F1, zarządził przerwanie piątkowego treningu po wystąpieniu problemów ze studzienką kanalizacyjną i wypadku George'a Russella.
Sędziowie w Baku wykazali się też konsekwencją. Tak samo jak Kubica nie zyskał na przedwczesnym opuszczeniu garażu, tak Gasly nie miał korzyści z pominięcia ważenia samochodu po piątkowym treningu. Karą za zignorowanie tej procedury jest start z pit-lane. Dlatego jeszcze w piątek Francuz dowiedział się, że przyjdzie mu ruszać do wyścigu z alei serwisowej.
Czytaj także: Williams przeprosił Kubicę
Nie można zatem twierdzić, że Kubica został potraktowany przez sędziów zbyt surowo. Polak zapłacił wysoką cenę za błąd własnej ekipy, która zanotowała kolejne fatalne Grand Prix w tym sezonie F1.
- To był koszmarny weekend dla Williamsa. W piątek zespół stracił podwozie Russella po kontakcie ze studzienką kanalizacyjną, potem doszło do wypadku Kubicy. Obu kierowców dzieliło pół sekundy na tyłach stawki, do czołówki tracili ponad cztery sekundy - podsumował Hughes weekend w wykonaniu stajni z Grove.