F1: chwile grozy Roberta Kubicy w Kanadzie. Moment, który mógł zmienić losy Polaka

Getty Images / Paul Gilham / Na zdjęciu: wypadek Roberta Kubicy podczas GP Kanady w 2007 roku
Getty Images / Paul Gilham / Na zdjęciu: wypadek Roberta Kubicy podczas GP Kanady w 2007 roku

- Chciałbym, aby to było najtrudniejsze doświadczenie w mojej karierze - powiedział Robert Kubica o wypadku w Grand Prix Kanady w roku 2007. Tamtego dnia kibice F1 zamarli na dłuższą chwilę i spodziewali się najgorszego.

W tym artykule dowiesz się o:

Gdy przed nadchodzącym weekendem Formuła 1 wybierała pięć najbardziej szokujących momentów w historii Grand Prix Kanady, na pierwszym miejscu znalazł się wypadek Roberta Kubicy. Polak w 2007 roku rozbił się o betonową bandę przy prędkości przekraczającej 230 km/h.

Jego BMW Sauber kilkukrotnie koziołkował, rozpadł się na drobne kawałki. Można się było spodziewać najgorszego. Kibice na torze im. Gillesa Villeneuve'a chwytali się za głowy. Przerażeni byli też szefowie i pracownicy ekipy z Hinwil.

- Nie widać tam żadnego poruszenia, nie rusza ręką, nie rusza głową. Dramatyczna sytuacja - opisywał tamte wydarzenia Mikołaj Sokół podczas transmisji w Polsacie.

Najgorsze co w takiej sytuacji może się przytrafić to brak informacji. Widzowie obserwujący tamten wyścig przed ekranami telewizorów widzieli jak wokół wraku BMW Sabuer kręcą się funkcyjni, jak podjeżdża samochód medyczny. Brakowało jednak krótkiego komunikatu "jestem cały".

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 106. Andrzej Borowczyk: Kubica mógł wejść na szczyt. Wstępny kontrakt z Ferrari był już podpisany

Jeden z najgorszych wypadków w nowej historii F1

Zdarzenie z udziałem Kubicy było jednym z najgorszych w najnowszej historii Formuły 1. Pokazało jednak, że od momentu ostatniego śmiertelnego wypadku Ayrtona Senny w roku 1994, bezpieczeństwo w królowej motorsportu mocno się poprawiło. To właśnie po tragedii Brazylijczyka wprowadzono m.in. system HANS, który pomógł uratować Kubicę.

Head and Neck Supports (w skrócie HANS) to system ochrony głowy i karku, który jest przypinany do kombinezonu i kasku. Do Formuły 1 został wprowadzony w sezonie 2003, a więc na kilka lat przed fatalnym wypadkiem Kubicy. To on sprawił, że u Polaka nie doszło do uszkodzenia kręgów szyjnych.

Czytaj także: Williams zyska na nowym silniku w Kanadzie 

- Bez niego, byłoby dużo gorzej. Zaliczyłbym "game over", pocałowałbym kierownicę przy 250 km/h. Gdyby ten wypadek wydarzył się 10 lat wcześniej, to byśmy nie rozmawiali. To uratowało moje życie - opowiadał później Kubica (czytaj więcej o tym TUTAJ).

Kubica wyszedł bez szwanku

Badania przeprowadzone przez FIA wykazały, że Kubica w trakcie wypadku przeżył przeciążenie średnie równe 28G. W momencie szczytowym było to nawet 75G. Oznacza to, że działały na niego siły kilkukrotnie większe niż przyciąganie ziemskie. Dla porównania, nagłe katapultowanie się z samochodu odpowiada przeciążeniu na poziomie 12-14G.

Kubica miał szczęście. Gdy kibice usłyszeli pierwsze komunikaty mówiące o złamanej nodze Polaka, odetchnęli z ulgą. Rysowała się przed nimi wizja kilku opuszczonych wyścigów, ale powrót do ścigania był jak najbardziej realny. Bardziej szczegółowe badania wykazały, że prawa kończyna nie jest złamana. Ostatecznie u Kubicy stwierdzono tylko skręcenie kostki. Już kolejnego dnia po wypadku opuścił szpital w Montrealu.

Polak nie byłby sobą, gdyby nie chciał jechać w kolejnym wyścigu. Na jego niekorzyść działał jednak czas, bo zaraz po Grand Prix Kanady królowa motorsportu przenosiła się do Stanów Zjednoczonych. Kilka dni po wypadku Kubica stanął przed komisją FIA, która nie wydała zgody na jego start ze względów bezpieczeństwa. Miejsce krakowianina zajął rezerwowy BMW Sauber - Sebastian Vettel. W ten sposób Niemiec zadebiutował w F1.

- Czy oglądałem powtórki tego wypadku? Tak, ale widziałem też go na żywo, bo ja tam siedziałem w środku - żartował później Kubica o swoim wypadku z Kanady.

Czytaj także: Williams ciągle testuje. Russell optymistą 

Gdy po ponad dekadzie od tamtych wydarzeń pojawił się ponownie w Kanadzie, jego słowa brzmiały już nieco inaczej. - Chciałbym, aby to było najtrudniejsze doświadczenie w mojej karierze - powiedział dziennikarzom, mając oczywiście na myśli fatalny wypadek w Ronde di Andora w roku 2011. Zakończył się on dla Kubicy znacznie gorzej, niż ten na torze im. Gillesa Villeneuve'a podczas Grand Prix Kanady.

Źródło artykułu: