O godz. 19.47 opublikowano decyzję FIA, z której dziennikarze dowiedzieli się, że Max Verstappen zachował wygraną w Grand Prix Austrii, a jego manewr i wywiezienie Charlesa Leclerca poza tor nie zostały uznane za niezgodne z przepisami. Sędziowie potrzebowali ponad trzech godzin, aby podać werdykt.
- Po części wynikało to z pewnych zobowiązań kierowców, którzy musieli się udać na konferencję prasową, wziąć udział w spotkaniach z mediami, itd. Samo przesłuchanie i rozmowa w pokoju sędziowskim trwała godzinę - wyjaśnił "Motorsportowi" Michael Masi, dyrektor wyścigowy F1.
Czytaj także: Williams przygotował specjalną taktykę dla Kubicy
Masi zwrócił uwagę na to, że po ostatnich wydarzeniach, kiedy to w Kanadzie sędziowie zabrali wygraną Sebastianowi Vettelowi, tym razem chciano uniknąć kontrowersji i bardzo starannie analizowano incydent pomiędzy Verstappenem a Leclercem.
ZOBACZ WIDEO: Niezręczne pytanie o przyszłość Roberta Kubicy. Obok siedział sponsor
- Sędziowie długo obradowali, przyglądali się podobnym tego typu zdarzeniom, rozmawiali o wcześniejszych precedensach. Zanim decyzja zostanie opublikowana, trzeba dobrze napisać jej treść, upewnić się o braku literówek czy błędów w treści komunikatu. Potem trzeba wezwać przedstawicieli ekip, zakomunikować im werdykt - dodał Masi.
Gdyby sędziowie ukarali Verstappena, po raz kolejny doszłoby do sytuacji, w której to losy wyścigu rozstrzygane są w pokoju sędziowskim. Masi zwrócił jednak uwagę na to, że takie sytuacje będą się zdarzać w przyszłości i nie da się ich uniknąć.
Czytaj także: Kubica kierowcą dnia. Zmowa kibiców czy atak hakerów?
- Uniknięcie takich sytuacji jest trudne. Tak samo może okazać się, że po przeprowadzeniu kontroli technicznej wykryjemy coś nielegalnego i będziemy musieli zdyskwalifikować zwycięzcę. Zawsze chcemy podjąć właściwą decyzję, musimy analizować okoliczności, sięgać po wszystkie możliwe informacje - stwierdził dyrektor wyścigowy F1.