Podczas Grand Prix Niemiec doszło aż do 78 pit-stopów, co jest rekordowym wynikiem jak na standardy F1. W pierwszej fazie wyścigu kierowcy zjechali po slicki i wtedy Ferrari nie przypilnowało wyjazdu Charlesa Leclerca ze swojego boksu. Gdyby Romain Grosjean ostro nie zahamował, doszłoby do kolizji w alei serwisowej.
Gdy do tego typu sytuacji dochodzi w wyścigu, nakłada się karę czasową na kierowcę i finansową na zespół. W tym przypadku sędziowie postanowili jednak ukarać jedynie Ferrari, które musi zapłacić 5 tys. euro do kasy FIA.
Czytaj także: Williams nie może się doczekać Grand Prix Węgier
W padoku F1 doszło do dyskusji, że sędziowie stworzyli na Hockenheim niebezpieczny precedens, przez co zespoły będą zwracać mniejszą uwagę na bezpieczne wypuszczanie kierowców ze stanowiska.
ZOBACZ WIDEO: Wkurzony Robert Kubica. Wtedy przeklina po włosku
- Musimy o tym pomyśleć, bo to zachęca do podejmowania ryzyka. FIA zgarnia pieniądze, my tracimy pozycję, więc wszyscy wygrywają z wyjątkiem kierowcy, który jest poszkodowany w tej sytuacji - powiedział "Motorsportowi" Gunther Steiner, szef Haasa.
Zarzuty Steinera odparł jednak Michael Masi, nowy dyrektor wyścigowy F1. Zdradził on, że przed Grand Prix Niemiec odbyła się dyskusja z zespołami, które były świadome tego, że przy zmiennych warunkach może dojść do szalonych sytuacji w alei serwisowej i mnóstwa pit-stopów.
- Rozmawialiśmy o tym z szefami zespołów. Mówiliśmy im, że trzeba będzie wziąć pod uwagę, że wszyscy kierowcy będą zjeżdżać do alei serwisowej w tym samym czasie. To był czynnik, który musiał mieć wpływ na decyzję o wysokości kary. Jestem przekonany, że ekipy zgodzą się ze mną, co do tego, że każdą sprawę trzeba oceniać indywidualnie - wyjaśnił Masi.
W tym sezonie byliśmy świadkami niebezpiecznego wypuszczenia kierowcy ze stanowiska podczas Grand Prix Monako. Wtedy do wyniku Maxa Verstappena postanowiono dopisać pięć sekund, co pozbawiło kierowcę Red Bull Racing szans na wygraną w księstwie.
Czytaj także: Daniił Kwiat zaskoczył niczym Robert Kubica
- Te sytuacje były inne. Wtedy byliśmy świadkami wręcz ścigania w pit-lane pomiędzy Verstappenem a Bottasem. W przypadku Leclerca jeden wyjeżdżał z pit-stopu, drugi kierowca dopiero jechał na zmianę opon. Sądzę, że w Niemczech podjęto dobrą decyzję. Ta w Monako była błędna. Jednak czasem tak się dzieje w F1, że jakaś decyzja zagra na twoją korzyść, a innego razu przeciwko tobie - skomentował Christian Horner, szef Red Bulla.