Gdyby nie rok ciężkiej pracy Toro Rosso, Red Bull prawdopodobnie nie zdecydowałby się na przejście na silniki Hondy, a nawet gdyby tak się stało, zespół Christiana Hornera nie osiągałby tak spektakularnych wyników. Japończycy nie ukrywają, że są bardzo wdzięczni ekipie Franza Tosta.
W minionym sezonie Toro Rosso niejednokrotnie poświęcało swój wynik w wyścigu, aby sprawdzić nowe rozwiązania. Wiązało się to z licznymi wymianami podzespołów w silnikach i karami dla kierowców stajni z Faenzy.
- Szli do przodu razem z nami, mimo tego, że nieraz było ciężko i nie obyło się bez problemów. Dla nas to coś wielkiego. Wierzę, że podium Kwiata to rodzaj nagrody dla nich za ciężką pracę i poświęcenie - powiedział "Motorsportowi" Masashi Yamamoto z Hondy.
Czytaj także: Mercedes spodziewa się ataku Ferrari
- To był wielki moment dla zespołu, ale także dla nas. Osiągnęliśmy to wspólnie. Tamten sezon był trudny. Wiedzieliśmy już w połowie roku, że rozpoczniemy współpracę z Red Bullem, dlatego poprosiliśmy Franza Tosta i jego ludzi o umożliwienie testowania wielu nowych rozwiązań. Zgodzili się, chociaż nie musieli się wcale poświęcać - dodał Japończyk.
Czytaj także: Alexander Albon największym wygranym sezonu
Teoretycznie Toro Rosso nie musiało aż tak pomagać Hondzie. Z drugiej jednak strony, wciąż jest to zespół satelicki Red Bulla. Zaangażowanie ekipy w rozwój japońskiego producenta nie było przypadkowe. Na dłuższą metę skorzystały na tym oba teamy.
ZOBACZ WIDEO: Rajd Rzeszowski: Grzegorz Grzyb najlepszy na domowym podwórku. Po raz czwarty w karierze