Jeszcze rok temu McLaren był największym przegranym F1 obok Williamsa. Zespół stworzył samochód, który nie dawał większych szans na walkę o punkty, choć plany zakładały rywalizację o podia. To ostatecznei skłoniło Fernando Alonso do odejścia z F1.
Ciężka praca wykonana w Woking w ostatnich miesiącach sprawiła jednak, że zespół odbił się od dna i awansował na czwarte miejsce w klasyfikacji konstruktorów F1.
Czytaj także: 40 tys. funtów za wpis Hamiltona w social mediach
Wydaje się, że w takiej sytuacji celem McLarena powinno być gonienie czołowej trójki, czyli Mercedesa, Ferrari i Red Bull Racing. W zespole jednak nikt o tym nie myśli. - My nie mamy takiego budżetu. Jako organizacja nie jesteśmy na takim poziomie, jak nasi najwięksi rywale - ocenił w "Auto Hebdo"Andreas Seidl, szef McLarena.
ZOBACZ WIDEO Sporo emocji i brak goli. Borussia M'gladbach zremisowała z Schalke [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Seidl do McLarena dołączył wiosną tego roku. Niemiec przez wiele lat był nieobecny w F1, bo pracował z Porsche w wyścigach długodystansowych WEC. - Śledziłem ten sport jako kibic i myślę, że wiele nie straciłem. To wciąż niesamowita platforma. Pod tym względem mocno się nie zmieniła w porównaniu do roku 2009, gdy odchodziłem z BMW Sauber - dodał.
Niemiecki inżynier jako jeden z minusów obecnej F1 wskazał znaczące różnice w budżetach zespołów. - Nie było mnie w tym sporcie przez dekadę, a w tym czasie budżety poszybowały. Różnica między trzema czołowymi ekipami a resztą jest nie do przeskoczenia. Aby walczyć o wygrane, musielibyśmy zainwestować tyle pieniędzy, że zagroziłoby to istnieniu McLarena jako firmy - stwierdził Seidl.
Czytaj także: Steiner nie ma dobrych wieści dla Kubicy
Jedyną nadzieją dla F1 w tej sytuacji ma być wprowadzenie limitów finansowych. Dojdzie do tego w roku 2021. Od tego sezonu zespoły będą mogły wydawać maksymalnie 175 mln dolarów.
- Wiem, że każdy zespół ma swój plan na przyszłość, ale potrzebujemy twardych rządów. Oby Liberty Media jako właściciel F1 postawiło na swoim. Przepisy na rok 2021 będą mieć ogromny wpływ na przyszłość F1 - podsumował Seidl.