Szef Ferrari obawia się, że zwiększenie liczby wyścigów i idąca za tym konieczność zatrudnienia nowych pracowników spowoduje, że zespoły będą miały trudności w zmieszczeniu się w planowanym limicie wydatków. Ograniczenia mają wejść w życie w 2021 roku. Zgodnie z założeniami, roczny budżet będzie mógł wynosić maksymalnie 175 mln dolarów.
Mattia Binotto nie jest przeciwnikiem poszerzenia kalendarza F1, ale ma spore wątpliwości, co do finansowej zasadności takiej decyzji. - Powinniśmy spojrzeć na to z innego punktu widzenia. Najpierw należałoby upewnić się, że finansowo jesteśmy w stanie wszystko dograć. Nowe wyścigi wymagają obsługi - powiedział na łamach "Motorsportu".
Czytaj także: Alexander Albon i Pierre Gasly po pierwszym dniu w nowych zespołach
- Logiczne, że zespoły będą potrzebowały więcej pracowników. Już teraz rotujemy mechanikami, a większa liczba rund wymusi na nas stworzenie nowych miejsc pracy. Nie da się zaliczyć sezonu składającego się z 24 wyścigów w tym samym składzie. O ile najważniejsze osoby w teamach się nie zmieniają, o tyle pracownicy niższego szczebla owszem - wyjaśnił.
ZOBACZ WIDEO: #Newsroom. W studiu Robert Kubica i prezes Orlenu
Włoch obawia się, że konieczność poszerzenia kadry spowoduje problemy ze zmieszczeniem się w limicie wydatków. - Dodatkowe wypłaty nie będą bez wpływu na budżet. Ustalone kwoty są spore dla małych teamów, ale duże zespoły wydają naprawdę sporo na rozwój, nowe technologie czy symulatory. Możemy mieć kłopot - przekazał szef Ferrari.
Czytaj także: Formuła 1 w końcu będzie ciekawa
Binotto uważa także, że zmniejszenie liczby dni testowych nie rozwiąże problemu z wydatkami. - Dwa dni nie zrobią aż takiej różnicy. Zresztą, popatrzmy logicznie. Kiedyś samochody debiutowały w styczniu i teamy miały sporo czasu na poprawki. Teraz wyjeżdżamy nimi dwa tygodnie przed inauguracją w Australii i właściwie nie mamy kiedy wprowadzać ulepszeń - zakończył.