Gdy w czwartkowy poranek ukazała się wiadomość, że Marcus Ericsson został wezwany przez Alfę Romeo na Grand Prix Belgii i przez to opuści najbliższy wyścig IndyCar, część dziennikarzy była zaskoczona. Szwed od początku roku jest rezerwowym Alfy Romeo, ale nie brał udziału w weekendach wyścigowych F1 ze względu na starty w USA.
Niektórzy sugerowali, że pojawienie się Ericssona może być związane z wyrzuceniem z zespołu Antonio Giovinazziego. 25-latek zawodzi bowiem oczekiwania kibiców w obecnym sezonie F1. Zespół zaprzeczył jednak tym plotkom (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Czytaj także: Kubicy nie ma na liście Haasa
Kilka godzin później stało się jasne, że Ericsson przybył do Belgii w związku z kontuzją Kimiego Raikkonena. 39-latek uszkodził jeden z mięśni w nodze podczas przerwy wakacyjnej. W związku z tym pojawiły się obawy, że Fin będzie musiał wycofać się z rywalizacji na Spa-Francorchamps.
ZOBACZ WIDEO Czy Błaszczykowski zasługuje na powołanie? "Gdyby Brzęczek nie był selekcjonerem, to Kuba nie grałby w reprezentacji"
- Nadciągnąłem mięsień i zobaczymy jak poważna to jest sprawa. Musimy mieć jakiś plan awaryjny. Według mnie, powinno być dobrze, ale nigdy nie wiadomo jak to się potoczy - powiedział Raikkonen dziennikarzom, a jego słowa cytuje "Motorsport".
Raikkonen podkreślił, że w tej sytuacji przystąpienie do Grand Prix Belgii bez rezerwowego byłoby nierozsądnym posunięciem. - To byłaby głupota. Bo co byśmy zrobili, gdyby się okazało, że nie mogę prowadzić samochodu? Z jakiegoś powodu każdy zespół ma trzeciego kierowcę. Dla Marcusa to trudna chwila, bo sam planował wyścig w USA w ten weekend. Jednak czasem tak jest - dodał mistrz świata z sezonu 2007.
Czytaj także: Robert Kubica żyłą złota
Doświadczony kierowca nie chciał zdradzić w jakich okolicznościach nabawił się urazu. - Sport. On jest niebezpieczny. I tyle. Zawsze mówiłem, że picie alkoholu jest bezpieczniejsze, bo wtedy nic ci nie grozi. Co najwyżej później masz kaca - podsumował Raikkonen.