Do powrotu Hondy do F1 doszło w roku 2015 za sprawą współpracy z McLarenem. Wydawało się, że projekt zakończy się wielką klapą, bo silniki wyprodukowane przez Azjatów były awaryjne i mało konkurencyjne. W efekcie Brytyjczycy po ledwie trzech sezonach wypowiedzieli umowę Japończykom.
Honda znalazła jednak partnera w postaci Red Bull Racing i Toro Rosso. "Czerwone byki" dają Japończykom nadzieję na walkę o wygrane w F1, czego najlepszym dowodem są świetne wyniki Maxa Verstappena w tym roku. Na tym jednak nie koniec. Producent z kraju kwitnącej wiśni chce walczyć o tytuł w sezonie 2020. Dlatego zamierza rzucić wyzwanie Mercedesowi i Ferrari.
Czytaj także: Orlen nadal czeka na wyjaśnienia od Williamsa
Według "La Gazetta dello Sport", najważniejsze osoby w Hondzie zaakceptowały zwiększenie wydatków na F1. Włoska gazeta twierdzi, że firma ma zainwestować aż 140 mln euro w rozwój swojego silnika. - Największe zespoły ciągle mają nad nami przewagę - przyznał wprost Toyoharu Tanabe, szef projektu F1 w Hondzie.
ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020: Łotwa - Polska. Kamil Grosicki zadowolony po meczu. "Takie spotkania też trzeba umieć wygrywać"
Większy budżet ma przenieść się na wzrost zatrudnienia. Jeszcze w roku 2017 personel firmy zajmujący się F1 składał się z 250 osób. Teraz rozwojem silników zajmuje się 450 pracowników, a w planach jest zwiększenie etatów.
Czytaj także: Gunther Steiner ukarany finansowo za nazwanie sędziego idiotą
- Wspaniałe w przypadku Hondy jest to, że są w 100 proc. skoncentrowani na Red Bullu i Toro Rosso. To znacznie inna postawa od tej, jaką prezentował nasz poprzedni dostawca silników. Francuzi np. korzystali z innego paliwa i olejów w przypadku swojej fabrycznej ekipy. Z Hondą jest inaczej, bo chcą korzystać z naszych paliw i smarów. To prawdziwe partnerstwo - skomentował Christian Horner, szef Red Bulla.