W Arabii Saudyjskiej zainaugurowano kolejny sezon Formuły E. Seria, w której rywalizują wyłącznie samochody elektryczne, przoduje w rankingach wzrostów oglądalności i zainteresowania kibiców. Zjawisko będzie się nasilać, bo elektryczność wydaje się być przyszłością motoryzacji.
Potwierdza to obecność coraz większej liczby marek w stawce. Od sezonu 2019/2020 do FE dołączyły Mercedes i Porsche. Już wcześniej w elektrycznej serii pojawiły się Audi, BMW, Nissan czy Jaguar.
Czytaj także: Juan Manuel Correa chce wrócić do ścigania po fatalnym wypadku
- Formuła E robi dokładnie to, co powinna robić. Rozrasta się. Kiedy mistrzostwa stają się coraz głośniejsze, to wszystkie największe nazwiska są chętne w nich rywalizować. To była jedyna seria, którą brałem pod uwagę po zakończeniu przygody z F1 - powiedział w "The Mirror" Felipe Massa, który reprezentuje ekipę Venturi.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica otwarty na starty poza F1. "Chodzi też o rozwój. Chcę się ścigać"
Brazylijczyk ma rację pod pewnym względem. Formuła E stała się schronieniem dla kierowców, którym z różnych względów nie wyszło w Formule 1. W tej chwili na listach startowych elektrycznej serii możemy zobaczyć m.in. Brendona Hartleya, Pascala Wehrleina, Stoffela Vandoorne'a czy Nycka de Vriesa.
Warto jednak zauważyć, że żaden z nich świadomie nie zrezygnował z F1 na rzecz FE. Wybrał rywalizację elektrycznym pojazdem dopiero w momencie, gdy królowa motorsportu pokazała mu drzwi.
Sam Robert Kubica nawet nie brał pod uwagę przenosin do elektrycznej serii na rok 2020, po tym jak stało się jasne, że jego przygoda z Williamsem dobiegnie końca. Bo chociaż FE ciągle się rozrasta i robi kroki naprzód, to nadal ma pewne wady. Pojazdy FE są stosunkowo wolne i jazda nimi nie stanowi większego wyzwania dla tych kierowców, którzy aspirowali do szczytu F1.
Czego by nie napisać o Massie, to on sam nie wykorzystał swojego potencjału w F1 i po świetnym roku 2008, gdy przegrał walkę o tytuł mistrza świata, stał się średniakiem. Kierowcy z górnej półki, jak chociażby Fernando Alonso, nawet nie popatrzyli w kierunku FE.
- Koncentruję się na FE, bo widzę przyszłość właśnie w tej serii. Nie mam przekonania, co do innych kategorii wyścigowych. Jestem za to pewien tego, że lada moment każdy kierowca, który nie będzie miał możliwości pozostania w F1, skieruje się do Formuły E. To 100 proc. pewność. Każdy ze stawki FE mógłby odnieść sukces - dodał Massa.
Ruch Kubicy nieco przeczy słowom Brazylijczyka, bo wiele wskazuje na to, że krakowianina w przyszłym roku zobaczymy w niemieckiej serii DTM. I biorąc pod uwagę czas, jaki potrzebny jest na dostosowanie się do realiów nowego świata wyścigowego, spędzi tam więcej niż sezon. Chyba że zapuka do niego ponownie ktoś z ofertą rywalizacji w F1.
Czytaj także: Robert Kubica w Racing Point i DTM?
O FE Kubica najpewniej nie pomyśli, podobnie jak Kimi Raikkonen, Lewis Hamilton czy Sebastian Vettel, którym wkrótce przyjdzie myśleć o zakończeniu startów w F1. Elektryczną serię odpuścił sobie nawet Nico Hulkenberg, który po tym sezonie pożegna się z królową motorsportu. Niemiec, podobnie jak Kubica, celuje w DTM. To pokazuje, że minie jeszcze trochę lat zanim słowa Massy staną się prawdziwe.