Równo rok temu motorsportowa Polska fetowała powrót Roberta Kubicy do F1. W domach niektórych kibiców wystrzeliły nawet korki szampana. Najzagorzalsi fani Kubicy czekali bowiem ponad osiem lat, by doczekać się ponownych startów swojego idola w Formule 1. Oni nigdy nie zwątpili i w końcu dostali nagrodę.
Tyle że tak naprawdę były to ostatnie pozytywne momenty powrotu Kubicy do F1. Polak miał rację mówiąc pod koniec listopada 2018 roku w Abu Zabi, że "najtrudniejszy etap podróży dopiero przed nim". Jak się okazało, wtedy rozpoczęła się jego droga przez mękę (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Czytaj także: Pit-stop w stanie nieważkości
Bo choć Williams jako jedyny zespół był skłonny dać szansę Kubicy, by ponownie zaprezentował się na polach startowych, tak nigdy nie dał mu okazji, by ona potrwała dłużej niż rok.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica otwarty na starty poza F1. "Chodzi też o rozwój. Chcę się ścigać"
Z uwagą czytałem ostatnio dyskusję jaką z polskimi kibicami toczył na Twitterze znany statystyk Sean Kelly (czytaj więcej o tym TUTAJ). Nie podobały mi się niektóre komentarze, bardzo wulgarne pod jego adresem. Jeśli dyskutować, to z kulturą i argumentami. Wpisy, zwłaszcza te po polsku, których Kelly zrozumieć nie był w stanie, niczego nie wniosły. Pokazały jedynie frustrację.
Jedno należy jednak przyznać. Liczby i statystyki nie oddają prawdy powrotu Kubicy. Można pisać, że w kwalifikacjach przegrywa 0:20 z Georgem Russellem, że jego tempo kwalifikacyjne jest gorsze aż o 0,611 s od zespołowego partnera, że spędził 75 proc. okrążeń w wyścigach za plecami Russella.
To wszystko racja, ale czy liczby oddadzą to, że Kubica podczas wielu weekendów miał samochód złożony byle jak, byle tylko był w stanie opuścić garaż? Wystarczy przypomnieć GP Brazylii, gdzie po wypadku 34-latek miał nowe przednie skrzydło, a reszta części była w poprzedniej konfiguracji. Cały samochód nie tworzył spójnej konstrukcji, co miało przełożenie na tempo. Takie sytuacje zdarzały się też wcześniej.
Liczby i statystyki nie oddadzą tego, że Williams w tym roku nie traktował równo swoich kierowców. I zespół zaczyna mówić o tym wprost. - Poświęciliśmy sezon 2019, by jak najlepiej wykorzystać ten czas na naukę George'a. Dzięki temu może się uczyć torów, ustawień samochodu i innych rzeczy - powiedział w tym tygodniu Dave Robson, starszy inżynier wyścigowy Williamsa (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Czytaj także: Rafał Sonik chwali zmiany w Rajdzie Dakar
Efekt jest taki, że równo rok po ogłoszeniu powrotu Kubicy kibice muszą emocjonować się tym, czy zostanie on chociaż kierowcą rezerwowym w F1 w sezonie 2020. W końcu w piątek gruchnęła wieść, że ma przejść do Racing Point (czytaj więcej o tym TUTAJ). Szkoda, bo na pewno można było z tego powrotu wycisnąć więcej. Może jednak w kanadyjskiej ekipie Kubica, przy okazji sesji treningowych, pokaże że jeszcze się nie skończył.
I jak na ironię, Kubica najpewniej zakończy sezon z 1 punktem, a przy Russellu widnieć będzie okrągłe 0. To również statystyka, która nie oddaje prawdziwych realiów tego sezonu, bo doskonale wiemy, że zdobycz krakowianina w GP Niemiec była mocno przypadkowa. Co ciekawe, właśnie z tego względu wielu brytyjskich ekspertów i dziennikarzy bagatelizuje ten jeden jedyny punkt Kubicy. Dlatego my też powinniśmy niektóre liczby puścić w niepamięć. Bo nie powiedzą one prawdy o powrocie Polaka do Formuły 1.