F1: Juan Manuel Correa niemal stracił nogę, ale zamierza wrócić do ścigania. Chce to zrobić dla zmarłego przyjaciela

- Chcę wrócić do ścigania dla Anthoine'a - zapowiada Juan Manuel Correa. Amerykanin w sierpniu uczestniczył w wypadku, w którym zginął Anthoine Hubert. On sam nabawił się poważnej kontuzji nogi i groziła mu nawet amputacja kończyny.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Juan Manuel Correa Getty Images / David Davies/PA Images / Na zdjęciu: Juan Manuel Correa
31 sierpnia okazał się tragicznym dniem dla motorsportu. Wtedy na torze Spa-Francorchamps podczas wyścigu Formuły 2 zginął Anthoine Hubert. W zdarzeniu mocno ucierpiał też Juan Manuel Correa, który doznał szeregu obrażeń. Jedna z jego nóg była tak mocno połamana, że lekarze brali pod uwagę jej amputację.

Correa najgorsze ma już za sobą. Wybudził się ze śpiączki, przeszedł skomplikowaną operację i wiele wskazuje na to, że amputacja nogi nie będzie konieczna. Rehabilitacja 20-latka ma potrwać co najmniej rok. On jednak zapewnia, że wróci do ścigania.

Czytaj także: Pit-stop w stanie nieważkości

- Zaakceptowanie tego wszystkiego zajęło mi kilka tygodni. Trudno było to wszystko zrozumieć, gdy dostawało się leki przeciwbólowe w szpitalu i myślało o wypadku. Mam podejście pragmatyczne. Nic nie zmieni tego, co się wydarzyło w przeszłości. Dlatego muszę zrobić wszystko, by odzyskać zdrowie - powiedział w rozmowie z "Mundo Sport".

ZOBACZ WIDEO: F1. Robert Kubica o swoich początkach. "Musiałem podkładać poduszki na siedzenie żeby cokolwiek widzieć"

Kierowca z USA podkreślił, że chce wrócić do ścigania, by uczcić pamięć Huberta. - Czuję smutek, gdy pomyślę o tym, że nie żyje. Był dobrym przyjacielem. Czuję, że muszę wrócić. Nie dla siebie, tylko właśnie dla niego. To było wypadek, który zmienił moje życie. Nie tylko pod względem fizycznym, ale i psychicznym - dodał Correa.

- Kiedy jesteś tak blisko śmierci i wychodzisz z wypadku żywy, twoje oczy otwierają się i dostrzegasz coś więcej niż wyścigi. Były momenty w szpitalu, gdy nie byłem pewien tego, czy chcę się znowu ścigać. Zdałem sobie sprawę, że kariera nie jest najważniejsza. To moja pasja, ale wypadek pokazał mi życiowe priorytety. Są nimi rodzina i moje zdrowie. Jednak potem doszedłem do wniosku, że ciągle we mnie jest pasja do ścigania - wyjaśnił.

Correa przed wypadkiem został dostrzeżony przez Alfę Romeo. Włoski zespół zorganizował mu testy F1 i planował kolejne jazdy z młodym kierowcą. Pojawiały się nawet głosy, że może być pierwszym Amerykaninem w stawce Formuły 1 po długiej przerwie. Teraz Correa musi jednak odłożyć te plany na później.

Czytaj także: Rafał Sonik chwali zmiany w Rajdzie Dakar

- Przyjaciel zapytał mnie, czy przekreśliłem szanse na jazdę w F1. Powiedziałem mu, że mój wypadek nie sprawił, że przestałem o tym marzyć. To jest bardziej kwestia czy te marzenia warte są tak dużego ryzyka. Zdecydowałem jednak, że tak - podsumował Correa.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×