Władze Australii nie zamierzają biernie patrzeć na to, jak koronawirus rozprzestrzenia się na kolejne rejony świata. Już wcześniej zakazano wjazdu do kraju osobom, które przebywały w Chinach. Od 1 marca zakaz rozszerzono o Iran, bo w tym państwie sytuacja z groźną chorobą również wymsknęła się spod kontroli.
Jeśli któryś z cudzoziemców przebywał w Iranie, musi najpierw odbyć dwutygodniową kwarantannę w innym kraju, po czym dopiero dostanie zgodę na wjazd do Australii. - Obawiamy się ludzi, którzy mogą być nosicielami wirusa - stwierdził minister zdrowia Greg Hunt.
Lada moment zakaz Australijczyków ma być rozszerzony o Włochy, co rodzi szereg pytań w kontekście inauguracji nowego sezonu Formuły 1. Wyścig F1 w Melbourne zaplanowano bowiem na 15 marca. Ferrari już zażądało od władz królowej motorsportu gwarancji, że pracownicy włoskiego zespołu zostaną wpuszczeni na terytorium Australii.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Ferrari już wcześniej z powodu koronawirusa zamknęło swoje muzea w Maranello i Modenie, część inżynierów nie poleciała z zespołem na testy F1 do Barcelony, a niektórzy zaczęli wykonywać pracę zdalnie z domu. Podobne problemy ma Alpha Tauri, które również posiada fabrykę we Włoszech - w Faenzie.
- Koronawirus ma konsekwencje nie tylko dla tych dwóch ekip. My jako dostawca silników zapewniamy też pomoc Haasowi i Alfie Romeo. Dlatego co najmniej cztery zespoły są zagrożone przed Grand Prix Australii. Do tego dochodzi Pirelli, które ma swoją siedzibę we Włoszech - powiedział Mattia Binotto, szef Ferrari, cytowany przez "Motorsport".
Sytuacja może być kuriozalna, bo jeśli Australijczycy wprowadzą zakaz dotyczący wjazdu Włochów na terytorium kraju, to Alfa Romeo może mieć nie tyle problem ze swoimi pracownikami, co przede wszystkim z kierowcą. Antonio Giovinazzi jest przecież Włochem i na stałe mieszka w tym kraju.
Czy to szansa dla Roberta Kubicy, aby zastąpić włoskiego kierowcę i wystąpić w Grand Prix Australii? Również nie, bo Polak na co dzień mieszka we Włoszech i mimo polskiej narodowości, zapewne też zostanie objętym ewentualnym zakazem Australijczyków.
- Co będzie, jeśli cztery zespoły stwierdzą, że nie mogą wystartować w Australii, bo pracownicy nie dostali zgody na wjazd do tego kraju? Czy wyścig się wtedy odbędzie, czy nie? Decyzja nie należy do mnie, ale muszę zadawać te pytania - dodał Binotto.
Władze F1 stoją na stanowisku, że Grand Prix Australii odbędzie się zgodnie z planem i jedynym odwołanym wyścigiem z powodu koronawirusa będzie Grand Prix Chin. Taka decyzja wynika po części ze strat finansowych, jakie niesie za sobą odwołanie zawodów. Na rezygnacji z wyścigu w Szanghaju królowa motorsportu miała stracić ponad 40 mln dolarów.
Pozostałe zespoły F1, które nie mają swoich siedzib we Włoszech albo też nie współpracują z Ferrari, nie są w takim stopniu dotknięte koronawirusem. Posiadają bowiem swoje fabryki w Wielkiej Brytanii, gdzie nie odnotowano aż tylu przypadków śmiertelnej choroby.
Czytaj także:
Ferrari żąda gwarancji od F1 z powodu koronawirusa
Robert Kubica najszybszy spośród kierowców Alfy Romeo