F1. Robert Kubica miał nosa. Postawienie na Haasa mogło się zakończyć fatalnie

- Oby Kubica podpisał kontrakt z Haasem - powtarzali polscy kibice jesienią, widząc w tym zespole szansę dla Polaka na starty w F1 w sezonie 2021. Biorąc pod uwagę ostatnie plotki, pozostaje się cieszyć, że tego nie zrobił.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Kevin Magnussen za kierownicą Haasa WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Kevin Magnussen za kierownicą Haasa
Robert Kubica przez długi okres był łączony z rolą rezerwowego w Haasie, a Orlen miał zostać sponsorem tytularnym amerykańskiego zespołu. Gunther Steiner pojawiał się nawet w Warszawie i osobiście negocjował warunki umowy z polskim gigantem paliwowym. Wydawało się, że to oferta idealna dla obu stron.

Kubica miał mieć spore szans na awans do roli etatowego kierowcy, bo Kevin Magnussen i Romain Grosjean nie należą do elity Formuły 1, a Orlen miał zyskać miano partnera tytularnego. Ostatecznie kierowca i firma wylądowali w Alfie Romeo, a Haas musiał obejść się smakiem. Pozostaje napisać - tyle dobrze.

Rachunek ekonomiczny musi się zgadzać

Gene Haas w "Motorsporcie" wypalił bowiem, że może opuścić F1 po sezonie 2020. Amerykański milioner ma świadomość tego, że jeśli jego zespół znacząco nie poprawi wyników, to będzie musiał dużo dołożyć do tego interesu. O dużo za dużo. Po to zresztą był mu potrzebny Orlen, aby nieco poprawić budżet ekipy już w tym roku i jak najmniej wyłożyć z własnej kieszeni.

ZOBACZ WIDEO: Kubica za Raikkonena? Szef Alfy Romeo nie rozmawiał jeszcze z Finem o nowym kontrakcie
Ktoś może powiedzieć, że wywiad Haasa to element negocjacji z F1, bo zespoły walczą o uzyskanie jak najlepszych warunków przed rewolucją, jaka dokona się w królowej motorsportu w roku 2021. Tyle że Amerykanin jest zbyt małą płotką w świecie F1, by Liberty Media się nim przejęło. Żądania właścicielowi F1 mogą wysuwać Ferrari czy Mercedes, ale nie jeden z mniejszych zespołów w stawce.

Plotki o możliwej sprzedaży Haasa pojawiły się już jesienią ubiegłego roku. Wtedy spekulowano, że zespołem mogą być zainteresowani Saudyjczycy, którzy bardzo mocno postawili na promocję poprzez sport i wkrótce mają organizować nawet swój własny wyścig F1. Steiner szybko zaprzeczył tym doniesieniom, ale niewykluczone, że był to jedynie blef.

Skąd nagle rozterki Haasa na temat dalszej obecności w F1? Zadecydowało o tym kilka czynników. Zespół zaliczył w ciągu roku spory zjazd formy - spadł z piątego miejsca na dziewiąte. To przełożyło się na mniejsze nagrody finansowe. Do tego postawił na mało rzetelnego sponsora tytularnego. Firma Rich Energy wycofała się ze współpracy po ledwie kilku miesiącach, nie regulując wszystkich rachunków.

Kubica miał nosa

- Gunther zna moją decyzję - mówił pod koniec ubiegłego roku Kubica, sugerując odrzucenie oferty Haasa. Nie wiemy, czy już wtedy na stole leżała oferta Alfy Romeo, bo przecież długo krakowianin łączony był też z Racing Point. Być może 35-latka po prostu nie zawiodła intuicja.

Haas jest bowiem nietypowym zespołem jak na realia F1. Sporo części kupuje wprost od Ferrari, korzysta też na współpracy z włoską Dallarą. Nie jest konstruktorem w takim znaczeniu, do jakiego przywykliśmy w świecie F1, co zresztą rywale co chwilę mu wypominają. Kubica chciał uniknąć powtórki z Williamsa, gdzie momentami nie było dla niego pracy i zespół nie korzystał z jego doświadczenia.

Bez solidnego rezerwowego, z dość słabym Pietro Fittipaldim pracującym w symulatorze i zawodzącym duetem Magnussen-Grosjean, Haas ma wszystko, by… powtórzyć słaby sezon. Równocześnie może to być gwóźdź do trumny zespołu. Przynajmniej w obecnym kształcie.

Chętnych nie zabraknie

Majątek Genego Haasa wyceniany jest na 300 mln dolarów. Przeciętnego Kowalskiego taka kwota może zwalać z nóg, ale nie jest ona na tyle duża, by co roku dorzucać ogromne ilości gotówki do budżetu zespołu. - F1 nie jest opłacalna pod względem finansowym. Mogę ci to zagwarantować - powiedział amerykański biznesmen. Trudno Haasa zestawić chociażby z Lawrencem Strollem. Właściciel Racing Point ma na koncie 2,6 mld dolarów. Kilka miliardów ma też Michael Latifi, który właśnie umieścił swojego syna Nicholasa w Williamsie.

Haas w "Motorsporcie" sam przyznał, że osiągnął swój cel. Przed wejściem do F1 jego firma nie była aż tak znana na rynku europejskim i azjatyckim. Teraz to się zmieniło. Za sprawą wyścigów wielu ludzi po raz pierwszy usłyszało o producencie obrabiarek CNC. Dlatego rok 2020 może być dobrym momentem na pozbycie się zespołu F1.

Nie ma bowiem wątpliwości, że chętni na udziały w ekipie Haasa znaleźliby się od razu. Podstawowa zasada F1 brzmi, że łatwiej nabyć funkcjonujący już zespół niż budować go od zera. O swoim teamie marzy rosyjski miliarder Dmitrij Mazepin, który chciałby utorować w ten sposób drogę do F1 synowi Nikicie. Nawet Daniel Obajtek nie wykluczał, że pewnego dnia Orlen będzie mieć swoją ekipę. Szansa na to może pojawić się znacznie wcześniej niż prezes Orlenu zakładał.

Haas podejmie decyzję odnośnie przyszłości po pierwszych wyścigach sezonu 2020. Jeśli wyniki ekipy będą niezadowalające, wyciągnie wtyczkę. Nam nie pozostaje nic innego jak cieszyć się, że nie jest to problem Kubicy i Orlenu. Gdyby w tej chwili krakowianin i firma z Płocka byli zaangażowani w Haasa, to Polacy nie zostawialiby na nich suchej nitki.

Czytaj także:
Robert Kubica odpowiedział na słowa Claire Williams
Haas niepewny pozostania w stawce

Czy Gene Haas postanowi opuścić F1 po sezonie 2020?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×