F1. Łukasz Kuczera: Puszka Pandory została otwarta. Spór, którego nie da się rozwiązać (komentarz)

Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: Charles Leclerc za kierownicą Ferrari
Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: Charles Leclerc za kierownicą Ferrari

Nie dość, że koronawirus może sparaliżować początek nowego sezonu F1, to właśnie FIA zgotowała jej kolejny problem. Wyjaśnienie afery związanej z kontrolą silnika Ferrari nie będzie łatwe. Któraś ze stron wyjdzie pokrzywdzona z tego sporu.

Środowy list, pod którym podpisało się siedem zespołów i zażądało ujawnienia treści tajnego porozumienia pomiędzy FIA a Ferrari, pokazał jak mocną pozycję w świecie Formuły 1 ma Toto Wolff. To on miał podjąć inicjatywę w tej sprawie i skrzyknąć resztę ekip. Nie dziwi, że Austriak z polskimi korzeniami był zatem kandydatem na szefa F1 od roku 2021.

Wolff rządów w F1 nie przejmie, bo jego kandydaturę zablokowało Ferrari, czego on ma doskonale świadomość. To tylko dodaje smaczku krucjacie przeciwko FIA i włoskiemu producentowi. Coś, co jest przedstawiane jako walka o uczciwe traktowanie zespołów, może być tak naprawdę prywatną wojenką szefa Mercedesa.

Federacja znalazła się w trudnym położeniu. Oto siedem zespołów F1 grozi jej podjęciem kroków prawnych, jeśli nie ujawni ona treści ugody z Ferrari. Czy FIA jest gotowa na batalię sądową z ponad połową stawki F1? A jeśli nie jest, to czy jest przygotowana na gniew Ferrari w przypadku odtajnienia dokumentów? Włosi mają tak mocną pozycję, że mogą przyprzeć FIA do muru i nawet grozić opuszczeniem stawki. Dla F1 byłaby to katastrofa.

ZOBACZ WIDEO: Kubica za Raikkonena? Szef Alfy Romeo nie rozmawiał jeszcze z Finem o nowym kontrakcie

Mercedes rozpoczynając wojenkę z FIA i Ferrari wykazuje się cwaniactwem i hipokryzją. Bo sam w roku 2013 zamieszany był w zorganizowanie tajnych testów opon Pirelli, które miały trwać co najmniej kilka dni i pozwoliły Niemcom lepiej zrozumieć zachowanie ogumienia, a przy okazji posłużyły sprawdzeniu nowych części. Wtedy też rywale spod znaku Red Bulla i Ferrari byli oburzeni i mówili o oszustwie, bo prywatne testy w F1 są zakazane.

Należy pamiętać o naczelnej zasadzie F1 - co nie jest zabronione, jest dozwolone. Być może kontrola silnika Ferrari wykazała, że Włosi w pewnych aspektach wykorzystywali szarą strefę w przepisach. Trudno jednak oczekiwać od FIA, by przedstawiała szczegóły budowy jednostki napędowej z Maranello. Rywale na to liczą, bo łatwo mogliby zobaczyć, co ewentualnie mogą poprawić u siebie.

Zresztą, w historii F1 mieliśmy już wiele przypadków, gdy zespoły tańczyły na granicy legalności przepisów. To wpisane jest w naturę tego sportu. Nawet system DAS, opracowany przez Mercedesa, który miał swoją premierę podczas testów F1 w Barcelonie, jest przez niektórych kwestionowany. Czy Ferrari z tego powodu zaczęło wysyłać pisma do FIA i domagać się ujawnienia jego specyfikacji? Nie.

Kontrola FIA już wpływa na sezon 2020, bo nie trudno było zauważyć podczas zimowych testów F1, że Ferrari nie imponowało już prędkością na prostych. Słabsza moc jednostki napędowej przełoży się też na problemy Alfy Romeo i Haasa, które również korzystają z maszyn Ferrari. To już jest mały triumf dla Mercedesa i spółki.

FIA nie może też przyznać, że Ferrari oszukiwało z silnikiem w roku 2019, bo wywoła to olbrzymi chaos. Raz, że podkopałoby wiarygodność federacji jako instytucji, która ma sprawdzać czy wszystko w F1 odbywa się zgodnie z przepisami. Czy ktoś uwierzyłby w jakiekolwiek ustalenia kolejnych kontroli FIA, skoro inżynierowie i delegaci federacji przez rok nie potrafili dokładnie prześledzić budowy silnika Ferrari?

Dwa, że gdyby ujawniono oszustwa Ferrari, to rodziłoby się pytanie, co zrobić z wynikami sezonu 2019? U progu nowej kampanii wykluczyć Włochów z zeszłorocznych wyników? Przecież to miałoby ogromny wpływ na finanse zespołu z Maranello, który zostałby pozbawiony nagród pieniężnych. Zyskaliby za to inni. Dlatego nie dziwi, że mniejsze zespoły chętnie podpisały się pod listem Wolffa. Nic nie tracą, a mogą tylko zyskać.

Piątkowy komunikat FIA o zakończeniu kontroli silnika Ferrari i podpisaniu "tajnej ugody" miał kończyć sprawę i oczyścić atmosferę. Tymczasem okazał się być puszką Pandory, która została otwarta w najgorszym możliwym momencie. Kibice mogą szykować popcorn i śledzić, co będzie dalej. Bo tego sporu nie da się rozwiązać tak, by zadowolić wszystkich.

Łukasz Kuczera

Czytaj także:
Robert Kubica odpowiedział na słowa Claire Williams
Haas niepewny pozostania w stawce

Komentarze (5)
avatar
mickmick
4.03.2020
Zgłoś do moderacji
3
1
Odpowiedz
a moze nowa sonda......Pytanie......czy odejscie Kuczery "pseudoredaktora" bedzie katastrofa dla ludzkosci ? 
Baziorek
4.03.2020
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Wszyscy pamiętamy ciągłe filmiki redaktora Kuczery w czerwonej koszulce z Polem. Czytaj całość
avatar
caido
4.03.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Nikt nie oczekuje, że Ferrari ujawni specyfikację swojego silnika, przekaże jego plany itp. Wystarczyłoby zwięzły komunikat np. "FIA znalazła rozwiązania techniczne łamiące regulamin i dające F Czytaj całość
avatar
Marcin Olesiejuk
4.03.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Nie wiem dlaczego odejście Ferrari z F1 byłoby katastrofą. Nic by się nie stało pozostaja Mercedes Maclaren , RedBull jak Ferrari nie chce niech odejdzie. Z nimi wszędzie jest problem.