- Mam nadzieję, że testy zostaną przesunięte, a nie odwołane - mówił jeszcze w ubiegły weekend Robert Kubica, mając na myśli przedsezonowe jazdy DTM. Cztery dni testowe na torze Hockenheim, jakie miały się odbyć w dniach 16-19 marca, zostały odwołane z powodu pandemii koronawirusa.
Kilka dni po czacie z udziałem Kubicy, DTM zaprezentowało nowy kalendarz na rok 2020 (znajdziesz go TUTAJ). Sezon zacznie się najwcześniej w połowie lipca. W komunikacie niemieckiej serii wyścigowej nie ma natomiast ani słowa o testach. To logiczne, bo w obecnych okolicznościach nikt nie daje gwarancji, czy latem w ogóle uda się zacząć ściganie. To koronawirus dyktuje tu warunki, a DTM i Kubica muszą się im podporządkować.
Prawda jest taka, że nie tylko Kubica nie wyobraża sobie rozpoczęcia sezonu DTM bez testów. Polak spędził za kierownicą BMW M4 DTM niespełna dwa dni w grudniu w hiszpańskim Jerez, podczas gdy są tacy, którzy w ogóle nie siedzieli w kokpicie swoich maszyn. Lucas Auer czy Jonathan Aberdein nie zdążyli poznać BMW, Ferdinand Habsburg nie testował jeszcze Audi.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Problem polega na tym, że nawet jeśli koronawirus odpuści latem, to może być za późno, aby tracić tydzień lub dwa na organizowanie przedsezonowych testów. Dla DTM ważniejsze jest, by rozegrać jak najwięcej rund zaplanowanych na sezon 2020. Na ten moment udało się je wszystkie upchnąć - od połowy lipca do połowy listopada, ale wystarczy nieco problemów związanych z COVID-19, by ten kalendarz zaczął się sypać niczym domek z kart.
Nieprzypadkowo Kubica w marcu prosił kibiców o cierpliwość, bo wie, że w DTM przyjdzie mu rywalizować z kierowcami, którzy spędzili w tej serii całe wyścigowe życie. Krakowianin potrzebuje godzin spędzonych w BMW M4 DTM, by nadrobić dystans do Marco Wittmanna czy Philippa Enga. Sama praca w symulatorze tu nie wystarczy.
Zwłaszcza że w tle jest wymarzony powrót Kubicy do F1 w roku 2021. Dobre wyniki w DTM mogłyby posłużyć za argument w walce o fotel w którejś z ekip. Bez przedsezonowych testów szanse krakowianina na czołowe lokaty w niemieckiej serii wyścigowej maleją, a co za tym idzie odjeżdża szansa ponownej rywalizacji w F1. Wiemy bowiem doskonale, jaka będzie narracja, jeśli tylko Polak będzie osiągać słabe wyniki w DTM. Od razu krytycy stwierdzą, że Kubica się skończył i nie przypomina kierowcy sprzed wypadku.
Sama Formuła 1 może być dla Kubicy problemem w tym roku. Jej poprawionego kalendarza - w którym zmiany wymusiła pandemia koronawirusa - jeszcze nie znamy. Z niemal 100 proc. pewnością można stwierdzić, że w miesiącach letnich będziemy mieć wyścig na wyścigu. Zupełnie jak w DTM.
- Priorytetem będzie ściganie - mówił w marcu Kubica, gdy był pytany o kolizję terminów. Tyle że wtedy, w oryginalnych terminarzach, dochodziło do niej ledwie trzy razy na cały sezon. Pesymistyczny scenariusz zakłada, że ostatecznie tych kolizji będzie aż dziesięć. Kubica się nie rozdwoi. Jeśli w piątek będzie na F1, to straci treningi DTM, a co za tym idzie - okazję do poznania i ustawienia auta. To przełoży się na jego ewentualny wynik w sobotę i niedzielę. Koło się zamyka.
Kubica ma być też odpowiedzialny za rozwijanie symulatora Alfy Romeo, a to również wpływa na jego czas wolny w trakcie sezonu. Jeśli w ciągu tygodnia pojawi się opcja zorganizowania prywatnych testów DTM, to Polak będzie musiał dogadywać wszystko ze swoim pracodawcą w F1.
To wszystko schodzi jednak na dalszy plan w obliczu walki, jaką z koronawirusem toczy teraz cały świat. Może się przecież ziścić najbardziej czarny ze scenariuszy i ścigania na torach w roku 2020 nie będziemy mieć w ogóle.
Czytaj także:
Toto Wolff coraz bliżej opuszczenia Mercedesa
Formuła 1 może zmienić właściciela