F1. Wyścigi bez kibiców i dziennikarzy. "Będzie jak w Chinach. Pokażą nam to, co chcą pokazać"

Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: wyścig F1 na Monzy
Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: wyścig F1 na Monzy

Formuła 1 ma wznowić rywalizację w lipcu, ale bez kibiców na trybunach i dziennikarzy w padoku. To nie podoba się niektórym przedstawicielom mediów. - Będzie jak w Chinach. Pokażą nam to, co chcą pokazać - ostrzega Michael Schmidt.

W tym artykule dowiesz się o:

Ze względu na ryzyko rozprzestrzeniania się koronawirusa pierwsze wyścigi Formuły 1 w tym roku mają się odbyć bez udziału publiczności. Czarny scenariusz zakłada, że tak będzie w przypadku wszystkich europejskich rund. Jest to jednak uzależnione od rozwoju pandemii i restrykcji w kolejnych państwach.

Ze względu na COVID-19 wyścigi mają się też odbywać bez udziału dziennikarzy. Formuła 1 ma zapewnić nadawcom sygnał telewizyjny i gotowe wywiady. To nie podoba się stałym bywalcom padoku F1.

- Wyobraźcie sobie, że jedynym źródłem informacji dla dziennikarzy na całym świecie będzie jeden, ten sam przekaz telewizyjny. Rządy mogłyby nam wmawiać wszystko, co tylko chcą. To byłoby niczym w Chinach, gdzie pokazuje się to, co chce się pokazać. To narusza prawo wolności mediów - stwierdził dziennikarz Michael Schmidt z "Auto Motor und Sport".

ZOBACZ WIDEO: Mecze rozgrywane w maseczkach i rękawiczkach? "To nie ma najmniejszego sensu"

Zdaniem niemieckiego dziennikarza, należy wziąć pod uwagę wariant, w którym udział w wyścigach F1 wzięliby wybrani przedstawiciele mediów. Mieliby oni poddawać się testom na COVID-19, aby ograniczyć ryzyko rozprzestrzeniania się choroby.

- Możemy się poddawać testom, tak jak szefowie zespołów, inżynierowie czy kierowcy. Przypominam, że w Australii to mechanik McLarena został zainfekowany, a nie dziennikarz, fotograf czy operator kamery - ocenił Schmidt.

Dziennikarz uważa, że praca dziennikarzy w padoku F1 jest niezbędna do tego, by przekazać kibicom rzetelne informacje. - Gdy jestem na miejscu jako reporter, widzę pewne sytuacje i jestem w stanie porównać, czy rzeczywistość pasuje do tego, co mamy na ekranie telewizyjnym. Mam sposobność to zbadać, dotrzeć do sedna sprawy. Jeśli zostanę w domu, będę skazany na wieści od moich informatorów - stwierdził ekspert "Auto Motor und Sport".

Schmidt zwrócił też uwagę na to, że jeśli na miejscu zabraknie dziennikarzy, to nie będzie miał kto zadać trudnych pytań kierowcom. - Już teraz niektóre komunikaty są żałosne. Najgorsze są wideokonferencje z wcześniej ustalonymi pytaniami. Niektóre posty kierowców w mediach społecznościowych są lepsze niż te rozmowy - dodał dziennikarz.

- Takie praktyki mogą być kontynuowane nawet po kryzysie wywołanym koronawirusem, jeśli zespołom spodoba się brak wścibskich pytań dziennikarzy. Media starają się dostarczyć kibicom informacje. Każdy, kto marzy o jeździe za zamkniętymi drzwiami, powinien o tym pamiętać. Może się jeszcze okazać, że trybuny zostaną puste nawet w momencie, gdy kibice dostaną zgodę, by brać udział w wydarzeniach sportowych - podsumował Schmidt.

Czytaj także:
Raikkonen: W F1 trudno o przyjaciół
Liberty Media podało kroplówkę zespołom F1

Komentarze (1)
avatar
smoker
25.04.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Wszyscy domagaja sie praw a w polsce prawo sie nie liczy.wiec problemu nie mamy