Robert Kubica ma opinię jednego z najlepszych kierowców w obecnej Formule 1, jeśli chodzi o pracę w symulatorze. Jako rezerwowy Alfy Romeo ma odpowiadać za rozwijanie wirtualnej maszyny, której budowa w ostatnich miesiącach pochłonęła kilkanaście milionów euro. - Jestem tu po to, by zespół stawał się coraz lepszy - powiedział Kubica w rozmowie z "Neue Zurcher Zeitung".
Co ciekawe, gdy Kubica przed laty pojawił się w F1, symulatory nie były tak popularne ani powszechne. Swój talent do tych urządzeń odkrył już po wypadku rajdowym, który na kilka lat przerwał jego karierę w królowej motorsportu.
- To jest naprawdę szalone, bo przed wypadkiem jeździłem dla ekip, które nie miały symulatorów. Dopiero po wypadku usiadłem pierwszy raz w takiej maszynie. Testowałem siebie, trenowałem swoje zdolności. W drodze do ponownego bycia kierowcą wyścigowym to było bardzo ważne - dodał 35-latek.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Minister sportu opowiada o planach odmrażania sportu. Kiedy wrócimy na siłownie i sale gimnastyczne?
Nie jest tajemnicą, że w tamtym okresie Kubicy pomógł Toto Wolff. Szef Mercedesa zaprosił krakowianina do symulatora niemieckiej ekipy, który obecnie uważany jest za jeden z lepszych w całej F1. - Czas spędzony w symulatorze Mercedesa był najlepszym programem rehabilitacyjnym, jaki tylko mogłem sobie wymarzyć. Dzięki temu zdobyłem dużo doświadczenia. Wiem, jak wykorzystać to narzędzie do rozwoju samochodu - zdradził Kubica.
Polak nie ukrywa jednak, że praca w Hinwil przy nowym symulatorze zajmie dużo czasu. Kierownictwo Alfy Romeo szacuje, że zanim będzie go można w pełni wykorzystać, minie od 12 do 18 miesięcy. - To długi proces i ogromny wysiłek, aby przedstawić rzeczywistość w taki sposób, by to co działo się w symulatorze odpowiadało temu, co czuje kierowca na torze. Potrzeba ogromnej ilości danych, informacji od kierowcy, a czasem szczęścia - ocenił Kubica.
Redaktor "Neue Zurcher Zeitung" słusznie zauważył, że w sporcie, w którym wydawane są miliony euro, trudno kierować się szczęściem. Kubica na to szybko odpowiedział. - Czasem siedzisz przez całe tygodnie i uruchamiasz ten sam program testowy. Potem zmieniasz jedną śrubę i nagle zyskujesz mnóstwo czasu. To szczęście, jakie potrzebujesz podczas ciężkiej pracy. Po znalezieniu problemu producenci są w stanie potem szybko zmienić i wyprodukować nową część. Dlatego ważne jest, że można każdy element sprawdzić wirtualnie, bez straty czasu i materiału. Trafia on do produkcji dopiero, gdy jest przydatny - skomentował Kubica.
Obecnie, ze względu na pandemię koronawirusa, Kubica nie może pomagać Alfie Romeo w rozwoju. Zakład w Hinwil, ze względu na regulamin i wymogi FIA, pozostaje zamknięty od kilku tygodni. Z kolei Polak przebywa w swoim apartamencie w Monako i stara się nie wychodzić z domu, aby nie zakazić się koronawirusem.
- Po moim wypadku rajdowym walczyłem o życie przez długie miesiące, a potem o powrót do F1. Obecna sytuacja jest znacznie bardziej dramatyczna dla ogółu społeczeństwa. Wtedy ja byłem jednym z niewielu pacjentów na oddziale intensywnej terapii. Z drugiej strony, efekty wypadku były dla mnie bardziej drastyczne. Szczególnie w pierwszych dwóch miesiącach. Przynajmniej wiedziałem o co walczę i z kim. Obecnie walczymy z niewidzialnym wrogiem - stwierdził Kubica.
- Trudne czasy zmieniają ludzi. Pokazują też, jak szybko jesteśmy w stanie zaakceptować różne rzeczy. Trzeba sobie wyznaczać osobiste cele, nawet jeśli ich osiągnięcie jest bolesne. Zawsze widzę światło na końcu tunelu. Doświadczenia z mojej kariery pozwalają mi stwierdzić, że zawsze można dostać to, czego się chce. Po prostu nie można stracić pozytywnego nastawienia - podsumował Kubica.
Czytaj także:
Robert Kubica może mówić o szczęściu
Robert Kubica do dziś nie podziękował Nickowi Heidfeldowi