Z jednej strony kierowcy głodni rywalizacji, z drugiej zamknięte na długi okres fabryki i formalnie wstrzymane prace rozwojowe. Łącząc to z deklaracjami Mercedesa o całym szeregu unowocześnień planowanych na pierwotny początek sezonu w Australii, można byłoby wysnuć wniosek, że wyraźnym faworytem jest właśnie Mercedes.
To oczywiście do pewnego stopnia loteria. Ja skłaniam się do wersji, że w tych wyjątkowych warunkach o sukcesie zadecyduje splot kilku czynników, a nie - tak jak zazwyczaj - czyste tempo rozwoju technologicznego np. w okresie zimowym. Stan mentalny kierowców, ich szybkość asymilacji po długiej przerwie, kreatywna żądza wygrywania to wszystko będzie w moim przekonaniu miało większe przełożenie na wynik niż w ostatnich sezonach i paradoksalnie... to chyba dobrze.
Czyż właśnie nie o takiej F1 marzyliśmy? O F1, która w mniejszym stopniu jest wyścigiem fabryk, kosmicznych technologii, budżetów i sprytnej polityki? O F1, w której większy głos ma rywalizacja ludzi? I to będzie właśnie ów nietypowy test. Jak poszczególni zawodnicy odnajdą się po okresie wyścigowego wyciszenia przerywanego startami sim racingowymi? To test na wytrwałość motywacji, choć właśnie starsi stażem kierowcy już przed inauguracją bardzo różnie oceniają potencjalne skutki przerwy.
ZOBACZ WIDEO: Orlen nie rezygnuje ze wspierania polskiego sportu w czasie kryzysu. "Zwiększyliśmy na to budżet o prawie 100 procent"
Przypomnijmy, że pojawiają się głosy, iż pandemia może skłonić Kimiego Raikkonena do przejścia na emeryturę i otworzyć drzwi do startów... Robertowi Kubicy. Z kolei w odwrotnym duchu wypowiada się Lewis Hamilton podkreślając, że od dawna myślał o dłuższej przerwie, a więc sugeruje, że w tak nietypowych okolicznościach może powrócić na tor silniejszy niż kiedykolwiek. Czy to jeden z charakterystycznych trików Lewisa mający na celu wywrzeć dodatkową presję na rywali czy szczere przemyślenia pokażą najbliższe dni.
Należy się jednak spodziewać, że dynamika sezonu może mocno odbiegać od normy. Dużo mniej startów, krótsze przerwy pomiędzy GP, podwójne daty takich wyścigów jak w Austrii czy Wielkiej Brytanii, to tylko niektóre aspekty mogące, przy mocno wyrównanej czołówce, decydować o sukcesie lub porażce. Warto pamiętać, że Austria, czyli dwa pierwsze Grand Prix sezonu, to domowy wyścig dla Red Bulla, który nie tylko ze względu na dodatkową dawkę motywacji jest tam tradycyjnie szybki. Mam na myśli oczywiście podwyższoną konkurencyjność Red Bull Racing na obiektach, na których przeważa trakcja i przyczepność mechaniczna.
Obiekty mocno szybkościowe takie jak Monza czy choćby Spa to bardziej teren łowczy Ferrari i Mercedesa ze względu na przewagę silnikową. Tak się ciekawie składa, że pierwsze trzy wyścigi sezonu (2x Austria oraz Węgry) w sposób absolutnie unikatowy tworzą trampolinę dla stajni Red Bull, chociaż tor w Spielberg, oprócz wolnych zakrętów, kładzie również duży nacisk na moc.
Red Bull Racing, a konkretnie współpracująca z teamem Honda już zapowiedziała spore zmiany silnikowe właśnie na inaugurację sezonu. Dotyczy to również Alpha Tauri, czyli nowego wcielenia Toro Rosso. Red Bull dodatkowo przewiduje gruntowny update aerodynamiczny, a więc przygotowanie powinno być kompletne.
Pierwsze trzy imprezy to naprawdę co innego w stosunku do stałego repertuaru rozpoczynającego starty, czyli schematu Australia, Bahrain, Chiny. Zakładam, że tak nietypowy układ może nadać zupełnie inną dynamikę temu sezonowi, a nie zapominajmy, że Max Verstappen bardzo dobrze odnajduje się na torze w Spielberg.
Warto też pamiętać, że zastopowanie prac rozwojowych w ostatnich miesiącach było trochę... umowne. Owszem fabryki pozostawały zamknięte, progres byłby z pewnością inny w trakcie regularnego sezonu, ale nikt przecież nie zabroni inżynierom myśleć i swoje przemyślenia przelewać na papier czy konsultować się ze współpracownikami. Warunki narzucały spore ograniczenia, ale jestem przekonany, że na Red Bull Ringu zobaczymy inny poziom technologiczny niż bez pandemii zobaczylibyśmy w Australii.
Pytanie kto z tak specyficznych warunków zrobił najlepszy użytek. Tu delikatne wskazanie na Mercedesa, który wyrobił sobie w ostatnich latach, pod okiem Toto Wolffa, opinię ekipy pracującej w trybie niemal perfekcyjnym, idealnie zgranej, z optymalną organizacją pracy i w zasadzie nie popełniającej błędów. W tym kontekście piszę nie tylko o inauguracji sezonu. Ze względu na bardzo krótkie przerwy pomiędzy większością wyścigów nie będziemy mieli też normalnego trybu rozwoju technologii w trakcie sezonu, a tym samym pozycja wyjściowa będzie miała większą wagę niż zazwyczaj. Innymi słowy - to, co zespoły, trochę po kryjomu były w stanie uzyskać przez ostatnie miesiące, będzie w dużej mierze stanowiło ich kapitał technologiczny na ten sezon.
Pamiętajmy jednak, że sport jest przeciwnikiem teorii, liczba niewiadomych jest zawsze duża, a dodatkowy apetyt na ściganie i wyniki może wiązać się z ponadprzeciętną ilością błędów. Co ważne, w tym roku, przy mniejszej ilości wyścigów, błędy będą miały większe znaczenie. Ba, nie tylko błędy czy kolizje, ale również defekty. Jeden nieukończony wyścig dla kierowcy walczącego o tytuł będzie pociągał za sobą dużo większe konsekwencje niż zazwyczaj. Wydaje mi się, że poza tradycyjną walką o każdą dziesiątą sekundy właśnie możliwie niska awaryjność będzie priorytetem trzech głównych stajni, choć nawet środek stawki już potwierdza tę prawidłowość - aktualna wypowiedź Carlosa Sainza: "każdy punkt będzie na wagę złota".
Liczba niewiadomych w sezonie 2020 z oczywistych względów jest zdecydowanie wyższa niż normalnie. Nie wiemy, jaki będzie kształt drugiej części sezonu, ile wyścigów odbędzie się w krajach arabskich, jak będzie wyglądał choćby październik, czy dojdą nowe w kalendarzu, a przecież bardzo ciekawe tory takie jak włoskie Mugello? Sezon zatem, mimo że krótszy może okazać się wyjątkowy i nieprzewidywalny. Między innymi właśnie dzięki takim obiektom jak Mugello, które ze względu na praktyczny brak danych testowych mogą stanowić duże wyzwanie nawet dla tak bezbłędnych zespołów jak Mercedes.
Czytaj także:
- Lewis Hamilton zyskał dodatkową motywację. Chce zdobyć tytuł, by zamanifestować przeciwko rasizmowi
- GP Austrii. Co się zmieniło od marca? Świat Roberta Kubicy wywrócił się do góry nogami