F1. GP Austrii. Robert Kubica z szansą na występ. "Osobiście bym tego nie chciał"

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Robert Kubica
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Robert Kubica

Jeśli któryś kierowców Alfy Romeo zakazi się koronawirusem podczas weekendu F1, szansę jazdy otrzyma Robert Kubica. - Osobiście bym tego nie chciał - mówi Andrzej Borowczyk. Komentator telewizyjny życzy szczęścia wszystkim kierowcom F1.

Formuła 1 wraca do rywalizacji po niemal czterech miesiącach od próby rozegrania Grand Prix Australii. Wyścig na Albert Park w Melbourne nie doszedł do skutku, po tym jak w padoku pojawił się koronawirus w załodze McLarena. F1 działała w popłochu i ostatecznie odwołała rywalizację w Australii.

Na przestrzeni kilku miesięcy królowa motorsportu opracowała szereg wytycznych na temat obchodzenia się z COVID-19. Efekt jest taki, że gdyby podczas GP Austrii (3-5 lipca) koronawirusa wykryto u któregoś z kierowców, to zastąpi go rezerwowy. Właśnie taką rolę w Alfie Romeo pełni Robert Kubica.

Kubica nie powinien korzystać na cudzym nieszczęściu

Rola rezerwowego w F1 z natury polega na korzystaniu z cudzego nieszczęścia. Dość powiedzieć, że ostatni raz trzeci kierowca wkroczył do akcji w połowie 2017 roku, gdy Felipe Massa zachorował i był na tyle osłabiony, że nie potrafił prowadzić bolidu Williamsa. Zastąpił go Paul di Resta.

ZOBACZ WIDEO: Orlen nie rezygnuje ze wspierania polskiego sportu w czasie kryzysu. "Zwiększyliśmy na to budżet o prawie 100 procent"

Rezerwowi w F1 przywykli do tego, że są, ale rzadko kiedy muszą zastępować podstawowych kierowców. Formuła 1 nie jest sportem kontaktowym. To nie piłka nożna, gdzie uraz mięśniowy czy złamanie kości może wykluczyć piłkarza na długie tygodnie, więc potrzebna jest długa ławka rezerwowych.

Koronawirus zmienił reguły gry rezerwowych, bo każdy z kierowców może się zarazić w dowolnej chwili. Nawet nie na torze, a podczas robienia zakupów. - Istnieje taka szansa, ale ja osobiście nie chcę, by Robert korzystał z cudzego nieszczęścia. On chyba zresztą też. To nie jest jego droga do fotela samochodu Formuły 1 - powiedział Andrzej Borowczyk, komentator Polsat Sport i Eleven Sports.

- Życzymy Raikkonenowi i Giovinazziemu, żeby żadne nieszczęścia ich nie dotykały, by nie musieli rezygnować ze swoich foteli, bo Kubica na pewno nie chciałby zasiąść w maszynie Alfy Romeo na skutek tego typu historii - dodał Borowczyk.

Koronawirus. Pojawiają się pierwsze pytania w F1

Ekipy przy okazji pojawienia się w Austrii zaczęły zadawać pierwsze pytania. Co jeśli chory na COVID-19 będzie jeden z mechaników, a kierowcę danej ekipy trzeba będzie poddać testowi na obecność koronawirusa? Wyniki będą przecież znane w ciągu kilku godzin, a nie natychmiast.

Czy w takiej sytuacji do gry też powinien wskakiwać rezerwowy? Czy samo podejrzenie zachorowania na COVID-19 powinno skutkować ostawieniem etatowego kierowcy na boczny tor? Szef Renault już stwierdził, że F1 i FIA powinny być elastyczne i w takiej sytuacji powinny pozwolić kierowcy na występ.

- Faktycznie nie wiemy, jak w takiej sytuacji zareaguje F1, gdy dojdzie do jakiegoś zakażenia - skomentował Borowczyk, który przypomina jednak słowa dyrektora sportowego F1.

- Ross Brawn powiedział, że nie będzie takiej sytuacji, że zawody będą odwoływane jeśli wykryje się jeden czy dwa przypadki COVID-19. To jest związane z ogromnym doświadczeniem, jakie ma nie tylko Formuła 1, ale my wszyscy jak postępować z koronawirusem - dodał komentator Polsat Sport i Eleven Sport.

Względem marca zmieniło się bowiem wiele. Mamy inną świadomość na temat niewidzialnego przeciwnika. Wiemy, że jest groźny, że możemy chorować bezobjawowo. Wprowadzone jednak wiele tygodni temu przepisy i uświadamianie społeczeństwa może jednak zaprocentować. Nieprzypadkowo w padoku toru w Austrii wszyscy maszerują w maseczkach i zachowują od siebie bezpieczne odległości.

F1 zmienia warunki gry z powodu koronawirusa

Gdy w marcu rozprzestrzeniał się koronawirus, Formuła 1 poleciała do Australii tak, jakby żadnego zagrożenia nie było. Zespoły wybrały się do Melbourne w pełnym składzie, w padoku nikt nie nosił maseczek ochronnych, a po drodze każdy miał przecież międzylądowania - w Katarze czy Bahrajnie. To, że COVID-19 w takiej sytuacji wystąpi w F1 było więcej niż pewnym.

W Austrii, będąc świadomym tego co wydarzyło się krótko po nieudanym GP Australii, jak świat zatrzymał się na kilka miesięcy, do takich scen nie dojdzie. Ekipy przyleciały do Spielbergu w ograniczonym składzie liczbowym. Nie ma tam też większości dziennikarzy, przedstawicieli sponsorów.

- F1 od strony organizacyjnej to sport znajdujący się na samym szczycie i wierzę, że sobie poradzi. Brak publiczności, kierowcy są poddawani testom. To największe zmiany. Najważniejsze słowo w F1 to teraz "bańka", bo każdy będzie pracownik ekipy F1 będzie żyć w takiej bańce. Nie będzie uśmiechów, poklepywania się wzajemnego, całusów - stwierdził Borowczyk.

Kilka miesięcy bez wyścigów wpłynie też na kalendarz sezonu 2020. Nie będzie 22 wyścigów, a znacznie mniej. Do tego odbywać się będą niemal co tydzień. Tak napiętego grafiku startów kierowcy jeszcze nie mieli, a w takiej sytuacji łatwo o błędy.

- Podejrzewam, że czeka nas sezon pełen dramaturgii. Chyba że kierowcy zrobią krok do tyłu w zakresie temperamentu i ambicji sportowych. Na pewno będzie nam brakować zakończenia, czyli tej wielkiej pompy na podium, szampana, całej ceremonii. Będzie hymn na koniec wyścigu, ale gdzieś na prostej startowej, z wykorzystaniem bolidów i zachowaniem dystansu - podsumował Borowczyk.

Czytaj także:
Co się zmieniło od marca? Życie Kubicy się wywróciło do góry nogami
Vettel powiedział prawdę o kulisach odejścia z Ferrari

Źródło artykułu: