- O kierowcach porozmawiamy w październiku - powtarzał kilkukrotnie Frederic Vasseur, szef Alfy Romeo. Słowa Francuza nie były przypadkowe. Po pierwsze, w kontrakcie Kimiego Raikkonena znajdowała się klauzula, która dobrowolnie pozwalała mu skorzystać z opcji przedłużenia współpracy o jeden sezon.
Po drugie, Vasseur chciał zobaczyć jakie postępy zanotuje Antonio Giovinazzi i czy zasłuży na dalsze starty w królowej motorsportu. Szef Alfy Romeo odpowiedź na oba pytanie już zna, dlatego może się okazać, że stajnia z Hinwil swój podstawowy skład ogłosi jeszcze w tym miesiącu. I nie będzie nim w Roberta Kubicy.
Polscy kibice żyli nadzieją, że Raikkonen, świętujący za kilka dni 41. urodziny, postanowi zakończyć karierę i Kubica wskoczy w jego miejsce. Tymczasem Fin miał skorzystać z opcji w swojej kontrakcie, o czym już we wrześniu donosił dziennikarz Roger Benoit ze szwajcarskiego "Blicka". W październiku branżowe media w postaci "Motorsportu" czy "Autosportu" potwierdziły doniesienia Benoit - Raikkonen miał powiedzieć szefom Alfy Romeo, że chce nadal startować w F1.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: była gwiazda narciarstwa szaleje na wakeboardzie
- Niczego jeszcze nie podpisałem - zarzekał się Raikkonen przed GP Rosji i GP Eifel. Tyle że słowa Fina wcale nie musiały być kłamstwem. Opcja w jego umowie sprawia, że wcale nie trzeba podpisywać nowego kontraktu.
Kibice Roberta Kubicy od początku wiedzieli, że kwestia przyszłości Fina jest kluczowa dla ewentualnego powrotu Polaka do F1. Drugi fotel w Alfie Romeo obsadza bowiem Ferrari. Włosi podpisali umowę o współpracy z Sauberem, bo tak nazywa się firma wystawiająca do rywalizacji ekipę Alfa Romeo. Grupa FCA (właściciel m.in. Ferrari i Alfy Romeo) płaci rocznie nawet 30 mln euro za tytularny sponsoring teamu z Hinwil.
Dlatego partnerem Raikkonena będzie kierowca wskazany przez Ferrari, a nie Robert Kubica. Giovinazzi w tej chwili ma więcej punktów (3) niż Raikkonen (2), ale to wcale nie oznacza, że 26-latek pozostanie w Formule 1 na kolejny sezon. Wręcz przeciwnie, jego szanse są bliskie zeru.
Ferrari ma w Formule 2 trzech młodych kierowców, którzy zanotowali spory progres i notują świetne wyniki. Mick Schumacher jest obecnie liderem mistrzostw F2, Callum Ilott wiceliderem, a Robert Shwartzman zajmuje piąte miejsce w klasyfikacji generalnej F2. Co najmniej jednego z tych zawodników w przyszłym roku zobaczymy w F1.
Wszystko wskazuje na to, że będzie to Schumacher. Chociażby ze względu na głośne nazwisko, historię F1 i wspierających go sponsorów z Niemiec. 21-latek miał nawet w ubiegły piątek wystąpić w treningu przed GP Eifel na Nurburgringu jako kierowca Alfy Romeo, zastępując Giovinazziego. Tyle że sesje zostały odwołany z powodu kiepskiej pogody.
- Łatwo ocenić, którzy kierowcy są nadal dostępni na rynku. Wiem kto i do kogo dzwonił. Z moich informacji wynika, że Schumacher będzie jeździć razem z Raikkonenem w Alfie Romeo w przyszłym roku - powiedział w Sport1 przy okazji GP Eifel Helmut Marko, doradca Red Bulla ds. motorsportu.
Co w tej sytuacji z Robertem Kubicą? Wspierający Polaka Orlen tak konstruował dotychczasowe umowy, że dawał sobie opcję zakończenia współpracy i pójścia za krakowianinem do innego zespołu. Jednak w F1 nie ma już wielu dostępnych miejsc. Tak naprawdę oprócz Alfy Romeo znak zapytania widnieje już tylko przy Haasie. Z amerykańskim zespołem łączeni są jednak Sergio Perez i Nikita Mazepin, a możliwości sponsorów Meksykanina i Rosjanina są znacznie większe niż w przypadku Kubicy.
Kubica może przez kolejny sezon pozostać rezerwowym w Alfie Romeo. Zwłaszcza że nie dobiegł końca proces konfigurowania symulatora w fabryce w Hinwil, na co wpływ miała m.in. pandemia koronawirusa, zamknięcie siedziby ekipy na kilka tygodni i restrykcje związane z podróżowaniem.
Czytaj także:
Było podejrzenie koronawirusa w Alfie Romeo
Niespodziewany transfer Red Bulla?