Antonio Felix da Costa nigdy nie dostał prawdziwej szansy w Formule 1, choć wcale nie ustępował skalą talentu rówieśnikom. Tyle że Portugalczyk nie mógł się pochwalić wsparciem sponsorskim, przez co nie był atrakcyjnym kierowcą dla ekip F1. Przez krótki okres da Costa był jedynie związany z programem juniorskim Red Bull Racing.
29-latek odnalazł się w Formule E, gdzie potwierdził swoje umiejętności i został mistrzem świata. Jednak da Costa nie potrafi zrozumieć tego, co dzieje się w królowej motorsportu. Jako przykład podaje Brendona Hartleya, którego zna z elektrycznej serii wyścigowej.
Hartley w roku 2018 dostał szansę jazdy w zespole Toro Rosso po ponad siedmiu latach od momentu, gdy Red Bull wyrzucił go ze swojej akademii. Radość Nowozelandczyka nie trwała jednak długo, bo po ledwie jednym sezonie "czerwone byki" znów pokazały mu drzwi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Rajskie wakacje Celii i Grzegorza Krychowiaków
- Gdy widzisz historie takich ludzi jak Brendon, który wrócił do świata F1 po siedmiu latach, to musisz wierzyć w to, że wszystko jest możliwe. Jednak nie myślę o F1. To nie jest coś, o czym marzę, gdy się budzę - powiedział da Costa w rozmowie z "The Race".
- Będę zupełnie szczery. Nie zapłaciłbyś za grę u boku Cristiano Ronaldo w meczu piłki nożnej. Jeśli grasz w tej samej drużynie co Cristiano, to znaczy, że po prostu jesteś dobrym piłkarzem. I dostajesz płacone za bycie w tej ekipie. Dlatego nigdy nie zapłacę za ściganie w F1. To niesprawiedliwie, że masz talent i dodatkowo masz jeszcze płacić - dodał Portugalczyk.
Da Costa podkreślił, że Formuła 1 przestała być dla niego marzeniem dawno temu. - Mój czas na karierę w F1 minął. Nie gonię za tym. Mam wielu kumpli i przyjaciół, z którymi w przeszłości się ścigałem, a teraz są w Formule 1. Uwielbiam ich oglądać, ale gdy sam się ścigam, to zakładam kask w Formule E i to jest moja największa motywacja - zdradził kierowca z Portugalii.
Niewiele jednak brakowało, a da Costa w październikowym GP Portugalii w sezonie 2020 dostałby szansę występu w piątkowym treningu F1. Miał to być pomysł na zwiększenie sprzedaży biletów na imprezę na torze w Portimao.
Jednak zaostrzenie restrykcji w związku z COVID-19 doprowadziło do tego, że Portugalczycy wpuścili na trybuny mocno okrojoną liczbę widzów. Dlatego plan z jazdami da Costy nie wypalił. - Dla organizatorów to była czysta okazja biznesowa. Włożyliby mnie do samochodu, zapłaciliby za to, a mieliby z tego czysty zysk. Ja i mój sztab menedżerski nie mieliśmy z tym jednak nic wspólnego - zapewnił da Costa.
Czytaj także:
Nowy szef Williamsa studzi oczekiwania
Legenda F1 ostro o kontrakcie dla Hamiltona