Alfa Romeo przez lata radziła sobie bez symulatora z prawdziwego zdarzenia. Gdy ekipy stawiały na wirtualne maszyny, warte co najmniej 5 mln euro - finalny koszt zależy od specyfikacji, stajnia z Hinwil była bankrutem. Obecni właściciele Saubera robili wszystko, by zespół nie upadł. Dlatego nie mieli głowy do dodatkowych inwestycji.
Dopiero poprawa sytuacji finansowej i zastrzyk gotówki z Alfy Romeo sprawiły, że w Hinwil pojawił się nowy symulator. Pojawił się on w fabryce pod koniec 2019 roku. Kilka tygodni później zespół ogłosił, że jego testerem został Robert Kubica. Przed Polakiem nakreślono jasny plan - rozwój maszyny, aby można ją wykorzystać przy opracowywaniu nowinek do prawdziwego bolidu.
Kubica w symulatorze. Koronawirus pokrzyżował plany
Gdy Kubica testował bolid Alfy Romeo w lutym 2020 roku w Barcelonie, szefowie Alfy Romeo zapowiadali, że proces ustawiania symulatora z prawdziwą maszyną potrwa co najmniej dwanaście miesięcy. Tyle że wtedy jeszcze nie wiedzieli, że za kilka tygodni koronawirus wywróci świat do góry nogami i zamknie fabryki ekip F1 na wiele tygodni.
ZOBACZ WIDEO: Sven Hannawald zadał pytanie Adamowi Małyszowi. Odpowiedź bezcenna!
- Chcieliśmy wykorzystać rok 2020, by rozwinąć symulator na satysfakcjonujący poziom. Plany szybko zostały odłożone na bok z powodu COVID-19. Fabryka została zamknięta, potem pojawiły się pewne problemy wewnętrzne. Straciliśmy trzy, cztery miesiące - przyznał w Warszawie Jan Monchaux, dyrektor techniczny Alfy Romeo.
Monchaux wyjaśnił, że Alfa Romeo "powoli" dochodzi do momentu, gdy symulator stanie się dla niej przydatnym narzędziem. - Jednak to się jeszcze nie wydarzyło - dodał.
Kubica za kierownicą bolidu. Regularnie
W F1 kluczowe jest, aby symulator oddawał realne zachowanie bolidu. Kubica uchodzi za mistrza wirtualnych maszyn. Gdy przed kilkoma laty szykował się do powrotu do ścigania, korzystał gościnie z symulatora Red Bull Racing. Chociaż go nie znał, to wykręcał lepsze czasy niż Max Verstappen czy Daniel Ricciardo.
Dlatego Alfa Romeo zamierza często sięgać po swojego rezerwowego w sezonie 2021. Być może nawet częściej niż w ubiegłym roku. - Duża część pracy musi zostać wykonana przez Roberta, tak aby doszło do korelacji danych pomiędzy symulatorem a bolidem. Kubica będzie wsiadać do maszyny co miesiąc lub dwa. Tak, abyśmy mieli pewność, że przepływ informacji jest dobry - zapowiedział Frederic Vasseur, szef Alfy Romeo.
W świecie F1 nie ma bowiem nic gorszego niż niewłaściwa korelacja danych między symulatorem a torem. To pułapka, w którą wpadały nawet Ferrari, McLaren czy Red Bull Racing. Zespoły rozwijały daną część przez kilka tygodni, bo z pracy w symulatorze wychodziło, że poprawi ona właściwości bolidu. Gdy maszyna wyjeżdżała na tor, okazywało się, że jest zupełnie inaczej.
Kubica pracował nie tylko w symulatorze Red Bulla, ale również Renault, Mercedesa i Williamsa. Trudno o lepszego człowieka do tej roboty.
Dlaczego symulator jest tak ważny w F1?
- Formuła 1 idzie w kierunku tego, by coraz więcej pracować w symulatorze. Wyścigów przybywa, więc nie ma czasu, by odbywać testy na torze - zauważył Vasseur i jak przyznał "bolid już czeka na Roberta".
Symulator można nie tylko wykorzystać do opracowywania nowych części i wytyczania kierunku rozwoju bolidu. Mercedes czy Ferrari zasłynęły w ostatnich latach z tego, że po piątkowych treningach do symulatorów wsiadali rezerwowi i testerzy. Analizowali dane, zmieniali ustawienia i starali się poprawić maszyny przed sobotnimi kwalifikacjami. Niejednokrotnie klucz do sukcesu leżał w pracy wykonanej przez innych kilkaset kilometrów z dala od toru, na którym gościła F1.
- Musimy zachować ostrożność. Jeśli za szybko będziemy wierzyć urządzeniu, które nie będzie odpowiednio skalibrowane, to możemy podjąć złe decyzje i zapłacimy za nie wysoką cenę przy zupełnie nowym bolidzie F1 w roku 2022 - ostrzegł Monchaux.
- W symulator zainwestowaliśmy mnóstwo pieniędzy i wysiłku. Jesteśmy przekonani, że wkrótce będziemy mieć pierwsze profity z tego, ale to projekt długoterminowy. Na razie trzymamy się konkretnego planu - dodał Vasseur.
Ten plan najprawdopodobniej obejmuje danie szansy Kubicy podczas zimowych testów F1. Nawet jeśli zostały one skrócone z sześciu do trzech dni, to czas spędzony przez Polaka za kierownicą C41 może zaprocentować później.
Czytaj także:
Skandal z maseczkami. Nie zapewniają ochrony
Robert Kubica pod lupą Brytyjczyków