Ferrari ma za sobą najgorszy sezon od 40 lat. W Maranello zdają sobie sprawę z tego, że w tym roku nie mogą ponownie skończyć na szóstym miejscu w klasyfikacji konstruktorów Formuły 1, stąd też poświęcono sporo uwagi rozwiązaniu problemów, jakie trapiły bolid z sezonu 2020.
Jako że rozwijanie bolidów zostało częściowo zamrożone ze względu na pandemię koronawirusa, to inżynierowie Ferrari mieli utrudnione zadanie. Jednak wnioski po pokonaniu pierwszych kilometrów w zimowych testach F1 są optymistyczne.
- Wiemy, jak silnik pracuje na hamowni, ale dopiero gdy zamontujesz go w samochodzie, możesz zobaczyć go na torze i porównać prędkość bolidu z innymi - powiedział motorsport.com Mattia Binotto, szef Ferrari.
- Gdy byliśmy tu w zeszłym roku, na prostych byliśmy bardzo powolni. Nawet nie weszliśmy do Q3, a strata do pole position była ogromna. Teraz, jeśli spojrzę na dane, prędkość na prostej jest w porządku. Nie mamy takich strat jak w sezonie 2020 - dodał Binotto.
Ferrari w zeszłym roku miało problemy z silnikiem, który musiało przekonstruować, po tym jak stosowane przez Włochów rozwiązania okazały się sprzeczne z regulaminem F1. Dodatkowo okazało się, że w bolidzie postawiono na złe rozwiązania aerodynamiczne, przez co cała konstrukcja generowała zbyt duży opór powietrza.
- Mamy obiecujące sygnały - tak pierwsze przejazdy nowym modelem SF21 skomentował z kolei Charles Leclerc. Poprawę w zachowaniu silnika Ferrari zauważył też Kimi Raikkonen (szczegóły TUTAJ). Doświadczony Fin korzysta z włoskiej jednostki w bolidzie Alfy Romeo.
Czytaj także:
Raikkonen bagatelizuje czasy z testów
Intensywne testy Kubicy dobiegły końca
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ukochana Cristiano Ronaldo pławi się w luksusach. Jacht, złota biżuteria...