Do wypadku Fernando Alonso doszło 11 lutego w Szwajcarii (szczegóły TUTAJ). Pierwsze wieści ws. dwukrotnego mistrza świata Formuły 1 były niepokojące, bo lokalne media donosiły, że Hiszpan został w trybie pilnym przewieziony do szpitala.
Ostatecznie Alonso miał doznać tylko urazu twarzy, a złamana żuchwa została zespolona metalową płytką i kierowca Alpine po 48 godzinach od operacji opuścił szpital. Po upływie kilku miesięcy 39-latek zdradził, że skala obrażeń była większa.
- To nie jest coś, co chciałbym komentować, bo nie ma wpływu na moje ściganie. Oczywiście, że odczuwam ból w żuchwie. Zwłaszcza gdy zmienia się temperatura czy ciśnienie. W tamtym wypadku nabawiłem się też urazu ramienia i kolana, ale tego nie trzeba było operować. Wystarczyła rehabilitacja - zdradził Alonso w "El Mundo Deportivo".
ZOBACZ WIDEO: Joanna Jędrzejczyk o Janie Błachowiczu: Sukces rodzi sukces
Alonso nie chciał początkowo wspominać o większej skali obrażeń, aby nie wywoływać niepotrzebnych komentarzy. - Nie odczuwałem większego bólu. Dlatego o tym nie mówiłem aż do teraz. Te urazy nie sprawiły, że nie jestem w stanie mocno hamować czy nagle skręcać kierownicą w zakrętach. Dlatego nie wspominałem o tym, skoro było to niepotrzebne - dodał kierowca ekipy z Enstone.
Lada moment miną trzy miesiące od wypadku w okolicach Lugano i Alonso zapewnia, że "w codziennym życiu znów jest zdrowy w niemal 100 proc.".
Po trzech wyścigach sezonu 2021 na koncie kierowcy z Oviedo jest 5 punktów. Daje mu to 12. miejsce w klasyfikacji generalnej F1. Alonso zapewnia jednak, że jest to rok przejściowy. Celem Hiszpana jest walka o tytuł mistrzowski w kolejnej kampanii, kiedy to ma wzrosnąć konkurencyjność zespołu Alpine ze względu na rewolucyjne zmiany w przepisach.
Czytaj także:
Robert Kubica ciągle ma jedno marzenie
Lewis Hamilton doceniony za walkę z rasizmem