Charles Leclerc dopisał do swoich statystyk pierwsze pole position w Formule 1 od sezonu 2019, ale atmosfera w Ferrari jest daleka od euforii. Włoski zespół od kilku miesięcy boryka się z problemami i najpewniej w normalnych warunkach w Maranello wystrzeliłyby korki od szampanów. Problem polega na tym, że Leclerc zakończył Q3 w barierce ochronnej i mocno zniszczył bolid.
Regulamin jest w tej sytuacji nieubłagany. Jeśli Ferrari wymieni elementy aerodynamiczne na identyczne i odbuduje bolid Leclerca w takiej samej specyfikacji, 23-latek uniknie kary. Jeśli jednak założy przednie skrzydło lub jakikolwiek inny element w zmienionej wersji, to Monakijczyk będzie musiał startować z alei serwisowej.
Jeśli zaś dojdzie do wymiany skrzyni biegów, to Leclerc zostanie karnie przesunięty o pięć pozycji. - Martwię się o to, ale zobaczymy - powiedział krótko kierowca Ferrari przed kamerami Sky Sports.
- Czekam na mechaników. Otworzymy bolid, skrzynię biegów i zobaczymy czy jest uszkodzona. Wtedy wszystko będzie jasne. Szkoda, że skończyłem w ścianie, bo to zakłóca moją radość z pole position - dodał kierowca, któremu zależy na dobrym występie przed własną publicznością.
Podobne obawy ma też Mattia Binotto. Szef Ferrari w rozmowie ze Sky Sports potwierdził, że siła uderzenia powstała w trakcie wypadku mogła doprowadzić do uszkodzenia skrzyni biegów w samochodzie Leclerca.
Tuż za Leclercem kwalifikacje do GP Monako skończyli Max Verstappen, Valtteri Bottas, Carlos Sainz, Lando Norris i Pierre Gasly. Każdy z nich zyskałby o jedną pozycję startową, gdyby w bolidzie Ferrari trzeba było wymienić skrzynię biegów. Na pole position ustawiłby się wówczas Verstappen. Leclerc byłby dopiero szósty.
Czytaj także:
Williams ma ofertę dla George'a Russella
Skandal w F1 wisi w powietrzu
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to nie miało prawa się udać! Niesamowity trik gwiazdy