Max Mosley był prezydentem FIA w latach 1993-2009, ale jego kariera w motorsporcie trwała znacznie dłużej. Wcześniej bowiem z powodzeniem pomagał wielu kierowcom jako radca prawny. Sam w przeszłości próbował swoich sił w wyścigach. Sprawdził się też w roli zarządcy, będąc współwłaścicielem March Engineering.
Mosley urodził się w 1940 roku. Był synem sir Oswalda Mosleya - lidera brytyjskich faszystów w latach 30. i 40. XX wieku. Skończył studia prawnicze, ale od dzieciństwa wykazywał też słabość do wyścigów. Ścigał się m.in. na poziomie Formuły 2.
Karierę wyścigową na dobre zakończył w roku 1969, po czym zajął się działaniem w March Engineering. Z tej firmy uczynił jednego z wiodących producentów samochodów wyścigowych. W tym samym okresie został też radcą prawnym Stowarzyszenia Konstruktorów F1 (FOCA). Pomógł stworzyć pierwotną wersję Porozumienia Concorde, które przez lata regulowało najważniejsze kwestie Formuły 1.
W roku 1986 wybrano go na przewodniczącego Komisji Producentów FISA, a pięć lat później został szefem całej organizacji. W ramach przeprowadzonej restrukturyzacji wewnątrz F1 i FIA stanął na czele światowej federacji w roku 1993.
To właśnie Mosley położył spory nacisk na poprawę bezpieczeństwa w F1. Zwłaszcza po wydarzeniach z toru Imola w sezonie 1994, kiedy to podczas GP San Marino życie stracili Roland Ratzenberger oraz Ayrton Senna. Przyczynił się m.in. do wprowadzenia systemu HANS, stref bezpieczeństwa na torach i bardziej zaawansowanych testów zderzeniowych. Miał też wpływ na przemysł motoryzacyjny, promując testy zderzeniowe EuroNCAP.
Wygrywał kolejne wybory w FIA w latach 1997, 2001 i 2005, ale jego kadencja nie była pozbawiona kontrowersji. W roku 2008 tabloid "News of the World" opublikował jego zdjęcia zrobione w trakcie seksualnej orgii. Mosley miał na sobie faszystowski strój. Brytyjczyk pozwał tabloid i wygrał proces, bo sąd uznał, że redakcja naruszyła jego prawo do prywatności. Mimo to, zrezygnował z kandydowania w wyborach w roku 2009.
Czytaj także:
Katastrofalny pit-stop Mercedesa w Monako
Trwa koszmar Charlesa Leclerca w Monako