Charles Leclerc miał ruszać do wyścigu o GP Monako z pole position, co biorąc pod uwagę problemy z wyprzedzaniem na ulicznym torze w Monte Carlo, dawało mu nadzieję na wygraną przed własną publicznością. 23-latek był jednak zmartwiony ewentualną wymianą skrzyni biegów, po tym jak rozbił bolid w końcówce kwalifikacji.
Rano Ferrari poinformowało, że wymiana przekładni nie jest konieczna. Jednak na krótko przed startem wyścigu F1 w samochodzie Leclerca zdiagnozowano awarię wału napędowego. W efekcie Monakijczyk nawet nie wyjechał na pola startowe.
- Będąc w garażu bardzo trudno, abym czuł się dobrze. Powoli chyba przyzwyczajam się do tego uczucia, niestety. Nigdy tu nie skończyłem wyścigu. W tym roku nawet nie startuję, choć miałem mieć pole position - powiedział Leclerc w Sky Sports.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Jest moc. Nietypowy trening Wildera
- Trudno to zaakceptować. Mam też poczucie, że jako zespół wykonaliśmy dobrą robotę. Mechanicy robili wszystko, by sprawdzić każdą część po wypadku i naprawić bolid. Rano byli szczęśliwi widząc, że wszystko jest w porządku. Aż nagle wystąpił ten problem. Szkoda - dodał kierowca Ferrari.
Leclerc, choć ma na swoim koncie m.in. tytuł mistrza Formuły 2, to nigdy nie dojechał do mety podczas wyścigów w Monako. Podczas występów w F2 dwukrotnie miał problemy z bolidem, podobnie było w przypadku występów w F1 w sezonach 2018-2019.
- Nie mogę powiedzieć za dużo o tej awarii, bo nie jestem świadom wszystkiego. To jednak nie jest problem spowodowany skrzynią biegów, bardziej czymś pochodzącym z lewej części bolidu. Niezależnie od tego, czy ma to związek z wypadkiem, czy nie, to będziemy musieli to ocenić - podsumował Leclerc.
Monakijczyk rozbił w kwalifikacjach prawą część bolidu, więc może się okazać, że usterka odkryta w niedzielę nie ma związku z sobotnimi wydarzeniami.
Czytaj także:
F1 robi krok wstecz. Hamilton ma swoje zdanie
Atak na posiadłość gwiazdy F1