Kto kogo oprotestuje? Czy Formule 1 grozi skandal przy okazji GP Azerbejdżanu? Te pytania są zasadne, biorąc pod uwagę to, co dzieje się pomiędzy Mercedesem a Red Bull Racing. Oba zespoły oskarżają się nawzajem o wykorzystywanie szarej strefy w przepisach F1. W tle odbywa się walka o tytuł mistrzowski między Lewisem Hamiltonem a Maxem Verstappenem.
- Jesteśmy gotowi złożyć protest przeciwko Mercedesowi - zapowiedział w formel1.de Helmut Marko, doradca Red Bulla. To odpowiedź na sugestie Niemców, którzy rozważają podjęcie działań przeciwko "czerwonym bykom" podczas GP Azerbejdżanu (4-6 czerwca).
Wojna Mercedesa z Red Bullem poza torem
Wszystko zaczęło się od GP Hiszpanii na początku maja. Wtedy Lewis Hamilton stwierdził, że Red Bull może posiadać nielegalny bolid ze względu na wyginające się tylne skrzydła. FIA zareagowała i zapowiedziała, że ten element począwszy od GP Francji (18-20 czerwca) będzie poddawany bardziej surowym testom.
ZOBACZ WIDEO: #dziejsiewsporcie: wypadek za wypadkiem. Tak wyglądał wyścig w Genk
Toto Wolff nie rozumie zachowania FIA i chce, by testy wprowadzono już w Azerbejdżanie. - Formuła 1 zmierza do chaotycznej sytuacji - powiedział szef Mercedesa, który bierze pod uwagę oprotestowanie bolidów Red Bulla, a nawet skierowanie sprawy do międzynarodowego trybunału FIA.
Austriak liczy, że takimi wypowiedziami zmusi Red Bulla do zmiany w bolidach już podczas GP Azerbejdżanu, co będzie kosztować ok. 0,5 s. na okrążeniu. W kontekście walki o tytuł może się to okazać kluczowe, bo detale mogą zadecydować o tym, że Hamilton pokona Verstappena w Baku.
Gra jest warta świeczki, bo obecnie Brytyjczyk i Holender w klasyfikacji mistrzostw idą łeb w łeb. Fatalny występ Mercedesa w GP Monako sprawił, że aktualny czempion stracił prowadzenie w klasyfikacji F1. Hamilton ma 101 punktów, Verstappen - 105. Co więcej, Red Bull wyprzedził Niemców również w tabeli konstruktorów. Tam obie ekipy dzieli tylko jedno "oczko".
Czy Red Bull ugnie się pod presją?
Jeśli Red Bull skorzysta w GP Azerbejdżanu z elastycznych tylnych skrzydeł, to Mercedesowi pozostanie złożyć protest i liczyć na pozytywny werdykt przed trybunałem. Ewentualne uznanie bolidu "czerwonych byków" za sprzeczny z regulaminem F1 i skasowanie punktów Verstappena wywołałoby ekscytację w fabryce niemieckiej ekipy.
Dlatego też Red Bull kontratakuje. - Pan Wolff powinien dokładnie przyjrzeć się przednim skrzydłom w swoim bolidzie. Widzieliśmy to w telewizji, że drastycznie się odkształcają i zbliżają do ziemi - powiedział Marko w formel1.de.
Tym samym Red Bull jest gotów oprotestować bolid Mercedesa. Taktyka jest taka sama jak u konkurencji. To wywieranie presji i działanie, które ma na celu zmianę tego elementu w bolidzie Hamiltona.
Jednak Mercedes nic sobie nie robi z pogróżek Red Bulla. - Nasze przednie skrzydło wygina się dokładnie tak samo, jak to jest w przypadku Red Bulla. Mogą zatem składać protest. Jasne jest jednak, że ich tylne skrzydło ugina się bardziej niż powinno. To zostało uznane za niezgodne z przepisami F1 - odpowiedział Wolff.
Podobnie wypowiada się jednak... Marko. - To FIA zdecydowała, że zmieni zasady i to począwszy od GP Francji. Dyrektywa w tej sprawie jest jasna. Jeśli pan Wolff uznaje, że dla niego to za późno, to w mojej opinii to wciąż do FIA należy decyzja o terminach. Pan Wolff ma jednak prawo protestować - stwierdził doradca Red Bulla.
Zespół z Milton Keynes oszacował już, że wyprodukowanie nowych tylnych skrzydeł kosztować będzie jego ekipę ok. 500 tys. dolarów. Podobne koszty poniosą Ferrari, Alfa Romeo i Alpine, bo jak się okazało, te zespoły również korzystają z takich elementów w swoich bolidach.
Czytaj także:
Możliwa zmiana w przepisach F1
George Russell planuje przeprowadzkę