Lewis Hamilton uderzył w Maxa Verstappena w zakręcie Copse na pierwszym okrążeniu GP Wielkiej Brytanii, przez co kierowca Red Bull Racing i główny rywal Brytyjczyka do tytułu mistrzowskiego w Formule 1 wypadł z toru. Verstappen nie zdobył tym samym punktów, a Hamilton zwyciężył na Silverstone, mimo otrzymania 10 s kary.
Po wyścigu F1 pojawiły się liczne komentarze na temat kary dla kierowcy Mercedesa. Nie brakuje opinii, że sankcja dla 36-latka była zbyt łagodna, skoro mimo wszystko zdołał on minąć linię mety jako pierwszy.
Część kibiców zwróciła uwagę na to, że F1 przydałby się system podobny do VAR w piłce nożnej, gdzie fan ma możliwość obejrzenia powtórek spornej sytuacji i jasno jest zaznaczone, dlatego sędzia podjął określoną decyzję. Dzieje się tak m.in. poprzez wyznaczenie grafiki z linią spalonego.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za zmiana! Mistrz olimpijski wygląda jak... Conor McGregor
Czy F1 potrzebuje swojego systemu VAR? - Myślę, że w telewizjach zatrudnionych jest wielu ekspertów, byłych kierowców, którzy później oceniają dane zajścia. Sędziowie natomiast patrzą na absolutnie każdy detal, jaki mają do dyspozycji, gdy podejmują decyzję - powiedział motorsport.com Michael Masi, dyrektor wyścigowy F1.
Masi nie wyobraża sobie, aby F1 prezentowała decyzje sędziów w sposób podobny, jak ma to w przypadku VAR w piłce nożnej. - Proces VAR zajmuje 30 sekund, w trudniejszych sytuacjach to kwestia maksymalnie kilku minut. Tymczasem my dajemy sędziom tyle czasu na ocenę sytuacji, ile tylko potrzebują - dodał dyrektor wyścigowy F1.
- Dlatego nie podzielam poglądu, że trzeba prezentować decyzje sędziów i je w jakiś sposób wyjaśniać. Oni muszą pozostać niezależni, niezawistni. Nie powinni też odczuwać żadnej presji i mieć dość czasu na ocenę incydentu - podsumował Masi.
Czytaj także:
Mercedes naciskał na sędziów?
Raikkonen wzywa Alfę Romeo do pobudki