W czwartek będziemy świadkami kolejnej części przepychanek wokół wypadku, który miał miejsce w GP Wielkiej Brytanii, w którym Lewis Hamilton wyrzucił z toru Maxa Verstappena. Brytyjczyk otrzymał za to zdarzenie 10 s kary, ale i tak wygrał wyścig na Silverstone, podczas gdy jego rywal trafił do szpitala.
Red Bull Racing uznaje karę za zbyt łagodną i wniósł o ponowne rozpatrzenie sprawy. Spotkanie z sędziami zaplanowano na czwartek na godz. 16. - Pokażemy nowe fakty, które nie były dostępne w momencie przerwania wyścigu, gdy debatowano o sprawie - powiedział w RTL Helmut Marko, doradca Red Bulla.
Zgodnie z regulaminem F1, zespoły nie mogą odwoływać się od kar czasowych, a właśnie taką otrzymał Hamilton. Red Bull liczy jednak na ponowne rozpatrzenie sprawy, korzystając z zapisu umożliwiającego pochylenie się nad tematem w przypadku zaprezentowania nowych i nieznanych dowodów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tekturowe łóżka w Tokio robią furorę. Słynna tenisistka pokazała zdjęcia
- Przedstawimy je w czwartek i mamy nadzieję, że to doprowadzi do przeglądu kary dla Hamiltona. Nadal uważamy, że ona była zbyt łagodna - dodał Marko.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że Red Bull chce zaprezentować dane z telemetrii, z których wynika, że Hamilton w zakręcie Copse jechał z nadmierną prędkością - w żadnym późniejszym fragmencie wyścigu nie rozpędził się tak znacząco. To oznacza, że gdyby nie kontakt z Verstappenem, to kierowca Mercedesa najpewniej wypadłby z toru.
Z tego też powodu Red Bull nie zamierza odpuszczać Hamiltonowi. Czego będzie się domagał zespół? - Kary, która uniemożliwiałaby mu zwycięstwo. To byłoby odpowiednie. Przejazd przez aleję serwisową albo zakaz występu w kolejnym wyścigu, coś w tym stylu. Jednak decyzja należy do sędziów - podsumował Marko.
Czytaj także:
Robert Kubica wraca do bolidu F1!
Alfa Romeo boi się George'a Russella