Bolid Maxa Verstappena uległ niemal całkowitemu zniszczeniu wskutek wypadku, do którego doprowadził Lewis Hamilton na pierwszym okrążeniu GP Wielkiej Brytanii. Red Bull Racing oszacował, że straty powstałe w tym zdarzeniu wyniosły ponad 1,8 mln dolarów. Istniało jednak ryzyko, że to nie koniec złych wieści dla "czerwonych byków" i Verstappena.
Mocne uderzenie o bandy ochronne mogło doprowadzić do uszkodzenia silnika zamontowanego w bolidzie 23-latka. Honda zaraz po wyścigu Formuły 1 na Silverstone nie była pewna, czy jednostkę uda się uratować i przetransportowała ją do fabryki w Sakurze, gdzie przeszła szczegółową kontrolę.
Tuż przed GP Węgier poinformowano, że silnik nadaje się do dalszego użytku. - Honda dała nam zielone światło i nadal możemy korzystać z tej jednostki. Nie musimy się zatem martwić, że dostaniemy jakąś karę na starcie do wyścigu F1 - przekazał "F1 Insider" Helmut Marko, doradca Red Bulla.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to się nie mieści w głowie! Zobacz, co ten Polak potrafi
Zgodnie z regulaminem F1, kierowca może wykorzystać w trakcie sezonu tylko trzy silniki. Ten, który znajdował się w samochodzie Verstappena podczas GP Wielkiej Brytanii był drugim, po który sięgnął kierowca Red Bulla. Gdyby należało go spisać na straty, to najpewniej w końcówce sezonu Holender musiałby sięgnąć po kolejną, czwartą maszynę. Byłoby to równoznaczne z karnym przesunięciem na polach startowych, a to z kolei miałoby wpływ na losy walki o tytuł F1 pomiędzy Verstappenem a Hamiltonem.
Sprawa incydentu z GP Wielkiej Brytanii nie jest jeszcze zakończona. W czwartek ma się odbyć posiedzenie, na którym rozpatrzony zostanie protest Red Bulla. "Czerwone byki" twierdzą, że kara 10 s dla Hamiltona za spowodowanie wypadku Verstappena była zbyt łagodna i zamierzają przedstawić nowe dowody na potwierdzenie tej tezy.
Czytaj także:
Kto pozwolił dziecku się ścigać?
Wielki powrót Roberta Kubicy?