Koronawirus dalej zagrożeniem dla F1. Robert Kubica może się przydać Alfie Romeo

- Nie życzę nikomu choroby, ale... - Robert Kubica takimi słowami trzeci rok z rzędu rozpoczynał prezentację Alfy Romeo. Przykład Sebastiana Vettela, który z powodu COVID-19 opuści GP Bahrajnu, pokazuje, iż rezerwowi nadal będą niezwykle ważni w F1.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Robert Kubica Materiały prasowe / Alfa Romeo F1 ORLEN / Na zdjęciu: Robert Kubica
Gdy Robert Kubica wiązał się z Alfą Romeo na przełomie 2019 i 2020 roku, nie mógł przypuszczać, że wybuchnie pandemia koronawirusa, za sprawą której wzrośnie znaczenie rezerwowych kierowców w Formule 1. Przez lata ich okazje do jazdy można było policzyć na palcach jednej ręki. COVID-19 to zmienił.

Po tym jak w czwartek wykryto koronawirusa u Sebastiana Vettela, kierowcę Aston Martina zastąpi Nico Hulkenberg. Niemiec został wezwany do boju już po raz czwarty od momentu wybuchu pandemii. Niewykluczone, że za nieco ponad tydzień dostanie piątą szansę, bo GP Arabii Saudyjskiej odbędzie się zaraz po GP Bahrajnu. Vettel będzie walczył z czasem, aby wykurować się na wyścig F1 w Dżuddzie.

Rezerwowy musi być gotowy

- Moja rola jest jasna - mówił kilkanaście dni temu Robert Kubica, gdy był pytany o zasady współpracy z Alfą Romeo. 37-latek podkreślał, że potrzebuje okazji do jazdy bolidem F1, chociaż "nikomu nie życzy choroby". Jednak tak naprawdę nigdy nie wiadomo, w którym momencie Kubica zostanie wezwany do startu. We wrześniu ubiegłego roku, gdy zachorował Kimi Raikkonen, polski kierowca został wręcz wyrwany wprost z łóżka do kokpitu samochodu Alfy Romeo.

Koronawirus zszedł na dalszy plan w obliczu wojny w Ukrainie, ale pandemia nie minęła. W samej F1, choć nie rozegrano jeszcze ani jednego wyścigu w sezonie 2022, mamy już drugi przypadek zakażenia. Daniel Ricciardo miał więcej szczęścia niż Sebastian Vettel, bo zakaził się na tydzień przed GP Bahrajnu. Wprawdzie ominął testy F1, ale za to pojedzie w wyścigu na torze Sakhir.

Formuła 1 jest świadoma tego, iż koronawirus zmutował i nie jest już tak groźny jak na początku pandemii. Dlatego od sezonu 2022 nie wymaga, aby przy wejściu do padoku prezentować aktualny wynik badania. Zespoły wolą jednak dmuchać na zimne i przeprowadzają nadal testy, stąd pozytywny wynik Vettela.

- Staram się zachowywać taką samą dyscyplinę jak dwa lata temu. Nie będę kłamać, to męczące. Po dwóch latach nadal trudno jest uważać na wszystkie obostrzenia. Do pewnych rzeczy się przyzwyczaiłem, z niektórymi wciąż mam problem. Mam tu na myśli m.in. noszenie maseczki w każdym miejscu - przyznał Carlos Sainz podczas briefingu prasowego przed GP Bahrajnu.
Maseczki ciągle przypominają o pandemii w padoku F1 Maseczki ciągle przypominają o pandemii w padoku F1
F1 odeszła w tym roku od regularnych testów, ale wprowadziła za to obowiązek szczepień. Wymóg dotyczy całego personelu - również szeregowych pracowników, jak i pojawiających się na wyścigach dziennikarzy. To ma minimalizować ryzyko rozprzestrzeniania się koronawirusa, jak i powodować, że kierowcy po zakażeniu szybciej wracać będą do zdrowia. Pozwoliło też odejść od zasady życia w "bańce". Ekipy nie będą musiały już być podzielone na specjalne grupy, które w razie choroby będą izolowane od reszty.

Czy obostrzenia są jeszcze potrzebne?

Obecnie w F1 trwa dyskusja na temat tego, czy jakiekolwiek protokoły covidowe powinny jeszcze obowiązywać. Podobnie jest w wielu krajach. Nawet w Polsce minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił w czwartek, iż wydano rekomendację, by od kwietnia zrezygnować z noszenia maseczek, nakładania kwarantanny czy izolowania chorych.

Podobnie sprawę widzi Sainz. - Mam nadzieję, że będziemy mogli szybko wrócić do normalności. Może to kontrowersyjne, ale uważam, że powinniśmy ruszyć do przodu i żyć dalej, z koronawirusem w tle - dodał kierowca Ferrari, który pochodzi z Hiszpanii - kraju, który został mocno dotknięty pierwszą falą COVID-19 w roku 2020.

- Zakażenie zawsze będzie nieco niefortunne dla kierowcy. Następnym pechowcem mogę być ja. Trudno jednak zachować dyscyplinę z obostrzeniami po tylu miesiącach. Z drugiej strony, gdyby mi przyszło w tym roku walczyć o coś większego w F1... Jestem wewnętrznie podzielony. Chcę, abyśmy zapomnieli o COVID-19 i przestali o tym wszystkim myśleć, ale też się trochę boję - dodał Hiszpan.
Charles Leclerc stara się ciągle minimalizować ryzyko związane z COVID-19 Charles Leclerc stara się ciągle minimalizować ryzyko związane z COVID-19
Dwukrotnie zakażenie koronawirusem przeżył już drugi z kierowców Ferrari, Charles Leclerc. - Zmierzamy w kierunku normalności, ale musimy zachowywać ostrożność. COVID-19 nie zniknął, nawet jeśli mówi się o nim mniej. Jeśli masz pozytywny wynik testu, to nie możesz się ścigać. To może zaboleć - ocenił Monakijczyk.

- Ferrari chce, abyśmy byli poddawani regularnym testom, zwłaszcza gdy jedziemy do fabryki. Poluzowano zasady podczas weekendów wyścigowych, ale to kwestia zdrowego rozsądku. Jeśli wiem, że ktoś czuje się źle, to od razu staram się trzymać od niego z daleka, a potem poddaję się nawet kontrolnemu badaniu - zdradził Leclerc.

Czytaj także:
Netflix na cenzurowanym. Poszedł o krok za daleko?
Rosyjski oligarcha: Nie jestem bohaterem

ZOBACZ WIDEO: Była gwiazda sportu próbuje sił w tanecznym show. Tak sobie radzi


Czy kierowcy F1 powinni być poddawani regularnym testom na obecność COVID-19?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×