Ferrari to najstarszy i najbardziej utytułowany zespół Formuły 1. Na początku XXI wieku na szczyt wyniósł go ponownie Michael Schumacher, zdobywając z Włochami pięć tytułów mistrzowskich z rzędu (2000-2004). Być może teraz podobną drogę przejdzie Charles Leclerc, który zwyciężył niedzielne GP Bahrajnu.
Monakijczyk wygrał dla Ferrari pierwszy wyścig F1 od września 2019 roku i został nowym liderem mistrzostw świata. Zakończył tym samym serię 45 rund F1 bez zwycięstw włoskiej ekipy. To cieszy szefów królowej motorsportu.
- Powrót Ferrari do rywalizacji o najwyższe cele to dobra wiadomość dla wszystkich. Jestem pewien, że wpłynie to na liczbę sprzedanych biletów. Spodziewam się dużych tłumów chociażby w kwietniu na Imoli, tak jak za dawnych czasów - powiedział agencji Reuters szef F1 Stefano Domenicali, który w przeszłości zarządzał też Ferrari.
ZOBACZ WIDEO: Była gwiazda sportu próbuje sił w tanecznym show. Tak sobie radzi
Tor Imola nosi imię Enzo Ferrariego i jego syna Dino. Wynika to z faktu, że obiekt zlokalizowany jest w pobliżu siedziby włoskiej marki. GP Emilia Romagna w tym miejscu odbędzie się 24 kwietnia, a więc za nieco ponad miesiąc. Wcześniej dojdzie do wyścigów F1 w Arabii Saudyjskiej i Australii.
Jednak przed hurraoptymizmem przestrzega Mattia Binotto. - Wyścig w Arabii Saudyjskiej może przynieść kompletnie inny wynik - stwierdził krótko szef Ferrari, zdaniem którego głównym kandydatem do mistrzostwa w sezonie 2022 pozostaje Red Bull Racing.
Ferrari swój ostatni tytuł mistrzowski w klasyfikacji kierowców F1 świętowało w roku 2007. Wówczas mistrzostwo zdobył Kimi Raikkonen. Kolejne lata to szereg rozczarowań ekipy z Maranello. Nieskutecznie o czempionat czerwonym samochodem walczyli tacy kierowcy jak Fernando Alonso czy Sebastian Vettel.
Czytaj także:
Inżynierzy Ferrari byli w szoku. Wszystko przez żart Charlesa Leclerca
Ataki na Arabię Saudyjską. Co z wyścigiem F1?