Ferrari postanowiło ws. składu. Ogłoszenie kontraktu kwestią czasu

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Charles Leclerc (po lewej) i Carlos Sainz
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Charles Leclerc (po lewej) i Carlos Sainz

Charles Leclerc i Carlos Sainz żyją w dobrych relacjach, dodatkowo pchają Ferrari we właściwym kierunku. Dlatego też Włosi ani myśleli wprowadzać zmian w swoim składzie. Decyzja ws. przyszłości Hiszpana nie powinna dziwić.

W tym artykule dowiesz się o:

Podczas gdy Charles Leclerc ma ważny kontrakt z Ferrari do końca 2024 roku, umowa Carlosa Sainza z włoskim zespołem wygasa po obecnym sezonie Formuły 1. W ostatnich miesiącach chrapkę na miejsce Hiszpana w stajni z Maranello miało kilku chętnych - chociażby Mick Schumacher oraz Antonio Giovinazzi. Zainteresowani będą musieli obejść się smakiem.

Sainz już po GP Bahrajnu, w którym wraz z Leclercem wywalczył dublet dla Ferrari - pierwszy od września 2019 roku, mówił o zaawansowanych rozmowach z kierownictwem włoskiej ekipy. Tymczasem, jak informuje włoski "Motorsport", decyzja już zapadła. Kierowca z Madrytu nie zmieni pracodawcy w F1.

Hiszpan ma podpisać przedłużenie umowy o kolejne dwa sezony. Oznacza to, że Ferrari zapewni sobie usługi duetu Leclerc-Sainz co najmniej do końca sezonu 2024. Równocześnie 27-latek będzie mógł liczyć na podwyżkę pensji. Obecne porozumienie gwarantowało mu ok. 10 mln dolarów rocznie.

ZOBACZ WIDEO: Tego się nie spodziewała. Problemy Igi Świątek

Zdaniem "Motorsportu", Ferrari o przedłużeniu umowy z Sainzem poinformuje w kwietniu. Niewykluczone, że Włosi wykorzystają do tego GP Emilia Romagna na torze Imola. Jest on położony ledwie kilkadziesiąt kilometrów od siedziby firmy w Maranello i zapewne na trybunach pojawią się tysiące kibiców Ferrari.

Decyzja Ferrari może być rozczarowaniem zwłaszcza dla syna Michaela Schumachera. Młody Niemiec, który właśnie skończył 23 lata, liczył na angaż do głównego zespołu. Włosi nie byli jednak przekonani, czy to odpowiedni moment na taki ruch. Schumacher w ubiegłym roku ścigał się na tyłach stawki F1, bo dysponował niekonkurencyjnym bolidem Haas. Dopiero sezon 2022 pokaże jego prawdziwy potencjał.

"Motorsport" zwraca uwagę, iż w obecnych realiach F1 nawet największe talenty czasem muszą poczekać kilka lat, by dostać szansę w czołowym zespole. Dobrym przykładem jest George Russell, który przez trzy sezony reprezentował mało konkurencyjnego Williamsa, zanim awansował do Mercedesa.

W przypadku Micka Schumachera w grę najpewniej wchodzić będą dalsze starty w Haasie, bo Amerykanie blisko współpracują z Ferrari. Niemiec mógłby pomyśleć o transferze do zespołu, w którym sukcesy odnosił jego ojciec, najwcześniej w sezonie 2025. Wówczas będzie miał 26 lat.

Czytaj także:
Czas na Afrykę? Formuła 1 szuka nowych lokalizacji
Bolidy muszą schudnąć. Kuriozalne sceny w F1

Komentarze (0)