Charles Leclerc szybko udowodnił, iż błąd popełniony w ostatnim GP Emilia Romagna był wypadkiem przy pracy. Czas 1:28.796 dał Monakijczykowi trzecie pole position w tym sezonie, dzięki czemu stanie on przed szansą, by zwiększyć swoją przewagę nad rywalami w klasyfikacji generalnej Formuły 1.
Kierowca Ferrari po zakończeniu kwalifikacji do GP Miami nie ukrywał, że wsparcie z trybun dało mu dodatkowy zastrzyk adrenaliny, bo kibice zgromadzeni na torze wokół Hard Rock Stadium tworzą kapitalną atmosferę.
- Fani tutaj są szaleni. Niesamowite, że F1 tak bardzo urosła w USA w ostatnich latach. Super, że tylu ludzi jest na trybunach, w tym kibiców Ferrari - powiedział Leclerc w Sky Sports.
ZOBACZ WIDEO: Milioner chwali się luksusową łodzią. Tak na niej szaleje
24-latek podkreślił, że po tym jak wykręcił "bączka" i stracił kilka punktów podczas ostatniego wyścigu F1 na Imoli, kluczowy był powrót do odpowiedniego rytmu i unikanie błędów. - Ostatni wyścig nie był dla mnie najlepszy. Popełniłem spory błąd w wyścigu, ale tutaj na razie idzie nam dobrze. Mamy pole position, a w niedzielę musimy dokończyć naszą robotę - stwierdził.
Ferrari w kwalifikacjach zadało ważny cios Red Bull Racing, bo drugie pole startowe wywalczył Carlos Sainz. Tym samym kierowcy "czerwonych byków" ustawią się dopiero na trzeciej i czwartej pozycji. Mimo to, Leclerc obawia się konkurencji z Milton Keynes.
- Red Bull jest bardzo szybki na prostych, my za to nadrabiamy w zakrętach. Czeka mnie trudne wyzwanie, jeśli chodzi o utrzymanie ich za swoimi plecami, ale obyśmy powrócili na szczyt - podsumował aktualny lider klasyfikacji generalnej F1.
Charles Leclerc ma obecnie 27 punktów przewagi nad drugim w mistrzostwach Maxem Verstappenem.
Czytaj także:
Kolczyki niezgody. Dlaczego w F1 rozpętała się afera o biżuterię?
Lewis Hamilton spotkał się z Michelle Obamą. Poruszył temat aborcji