W tym artykule dowiesz się o:
Jenson Button
Fernando Alonso nie pojedzie w GP Monako. Jenson Button wraca do McLarena. Z całą pewnością drugie zdanie było dla wielu jednoznaczne z pierwszym. 37-letni Anglik powinien, a wręcz musi wskoczyć do bolidu stajni z Woking. Przemawia za nim praktycznie każdy argument.
To Button w poprzednim sezonie pomagał w rozwoju obecnej maszyny i bolid przynajmniej w pewnym stopniu jest mu znajomy. Argumentu doświadczenia, jeśli chodzi o starty w Formule 1 nawet przywoływać nie trzeba. Bez wyliczania statystyk wystarczy powiedzieć, iż Button tor w Monte Carlo zna doskonale. Wygrał tu w 2009 roku, przy dwóch innych okazjach stając na podium - co interesujące zawsze w innym zespole - 2011 McLaren, 2004 BAR Honda.
Jeśli McLaren chce płynnego przejścia od wyścigu w Hiszpanii, przez Monako do Kanady, to powinien namówić na powrót Jensona Buttona. Oficjalnie Brytyjczyk pozostaje na ważnym kontrakcie z zespołem, pełniąc funkcję jego ambasadora.
Kierowcy testowi i rozwojowi McLarena
Jeśli spojrzymy na zawodników objętych programem rozwoju kierowców McLarena i grupę rezerwowych stajni z Woking, to widać tu parę sensownych nazwisk na posadę po Alonso. Na miejscu McLarena wybieralibyśmy z trójki Nobuharu Matsushita/Oliver Turvey/Nyck de Vries.
Jeśli relacje McLarena i Hondy rzeczywiście nie są tak złe, to wystawienie japońskiego kierowcy miałoby spory sens. Nobuharu Matsushita to obecnie najwyżej klasyfikowany zawodnik z kraju kwitnącej wiśni z perspektywą startów w F1. 23-latek w dwóch ostatnich latach ścigał się w GP2, gdzie wygrał dwa wyścigi i stał pięć razy na podium.
Dwa lata młodszy od Matsushity, Nyck de Vries to kolejny utalentowany kierowca z Holandii. 22-latek jest w McLarenie od 2010 roku. Jego karierę prowadzi ojciec Lewisa Hamiltona. W ostatnich sezonach nie brakuje mu sukcesów. W 2014 roku był mistrzem Formuły Renault 2.0. Rok później trzeci w Formule Renault 3.5. W poprzednim sezonie, pierwszym w GP3, wygrał dwa wyścigi i zdobył pięć podiów.
Najbardziej doświadczony w tym gronie - Oliver Turvey nigdy nie dostał szansy w Formule 1. Od lat związany z McLarenem, dzielnie wypełnia obowiązki kierowcy testowego. 30-latek ma na koncie starty w kilkunastu seriach. Sądzimy, że bolidy F1 nie będą mu straszne.
Sam Bird
Kierowca tego samego rocznika co Turvey, a mimo 30 lat na karku wciąż walczy o kolejne laury. Na koncie ma m.in. tytuł mistrza WEC w klasie LMP2 (2015), oraz wicemistrza w LMGTE Pro (2016). Swoje umiejętności potwierdza jednak przede wszystkim w Formule E.
Zdaniem niektórych seria elektryczna jest miejscem do wykazania się dla zawodników, którzy zostali odrzuceni w F1. Nieźle radzi sobie na tym gruncie właśnie Sam Bird. W naprawdę konkurencyjnej serii wyścigowej w pierwszym sezonie był piąty z dwoma zwycięstwami. Rok później czwarty - jedna wygrana. Obecny sezon zaczął od dwóch podiów w czterech wyścigach.
ZOBACZ WIDEO Tego nie uczą na kursach prawa jazdy. Zobacz, jak sobie radzić w kryzysowych sytuacjach na drodze
Poza Formułą 1 jest jednym z najlepiej radzących sobie Brytyjczyków. Jeśli McLaren chce stawiać na swojego rodaka, to kandydatura Birda nie wyglądałaby tutaj najgorzej.
Pierre Gasly
21-letni mistrz GP2 z poprzedniego sezonu nie znalazł uznania w oczach Red Bulla i jak większość młodych talentów sponsora z bazą w Austrii, nie dostał posady wToro Rosso. Na wolne od ścigania nie mógł sobie pozwolić, dlatego podpisał kontrakt na starty w japońskiej Super Formule.
W tej samej serii przed rokiem z powodzeniem rywalizował obecny kierowca McLarena, Stoffel Vandoorne. Gasly pojedzie w tym sezonie w zespole Mugen, bolidem z silnikiem Hondy, która od dwóch lata współdziała z McLarenem w F1.
Czy przez jednostkę napędową można dostać szansę debiutu w F1? W dzisiejszych czasach zdecydowanie. Gdzie najlepiej pokazać Red Bullowi, że ma się talent nie gorszy od obecnych kierowców, jak nie w Monako?
Pascal Wehrlein
To mógłby być kolejny biznes z polityką silnikową w tle. Jeśli rzeczony już układ McLarena z Hondą nie działa tak dobrze, a szefostwo rzeczywiście dopytuje już o silniki Mercedesa, to oferta startu dla ich najlepszego juniora nie wygląda tak źle, prawda?
Choć McLaren to obecnie, co żal mówić, półka zbliżona do Saubera, to i tak uznalibyśmy ten jednorazowy transfer za krok w górę dla Pascala Wehrleina. 22-letni Niemiec był krytykowany za wycofanie się z GP Australii i Chin. Można komuś coś udowodnić.
Sauber na całej umowie nie straci. Szansę dostanie znów Antonio Giovinazzi. Po udanym starcie w Melbourne i zawalonym w Szanghaju - test w Monte Carlo. Szefowie Ferrari (którego rezerwowym jest Giovinazzi) pewnie będą się przyglądać.
Pastor Maldonado
Kandydatura z pogranicza science-ficton powiedzą niektórzy z was. Mamy więc zagadkę - kto z was podejrzewał, że Alonso zabraknie w Monako? No właśnie. Szalony kandydat, a dla McLarena szansa bardziej na zarobek z marketingowego punktu widzenia.
Sportowo ten wybór nie miałby żadnego sensu. Jednak łatwo sobie wyobrazić jak wzrosłoby zainteresowanie zespołem w momencie ogłoszenia sensacyjnego powrotu Pastora Maldonado do F1. Skoro czekają nas nudniejsze wyścigi, brak wyprzedzenia w Monte Carlo, to kto nadaje się lepiej do rozruszania "tej imprezy" jak nie najbardziej kontrowersyjny kierowca ostatnich lat?
McLaren na samym wyborze Maldonado na GP Monako zarobiłby pewnie więcej niż wydając nową limitowaną serię koszulek z autografem Fernando Alonso. Młody kierowca mógł się spalić na fatalnym występie w jednym GP. Wielu może odmówić takiego ryzyka. Pastor, o co możemy się założyć, czeka gotowy na telefon od Zaka Browna.