W tym artykule dowiesz się o:
Wygrany: Lewis Hamilton
Brytyjczyk dołożył w GP Belgii kolejną wygraną w tym sezonie F1 i tylko kataklizm może mu odebrać siódme w karierze mistrzostwo świata oraz wyrównanie rekordu Michaela Schumachera. Hamilton na Spa-Francorchamps nie dał się zaskoczyć na starcie, a później umiejętnie dyktował tempa, dbając równocześnie o opony.
Czytaj także: Ferrari w środku burzy. "Nie jesteśmy w fazie kryzysu"
Przegrany: Ferrari
Kompromitacja - to słowo, które najlepiej oddaje występ Włochów w GP Belgii. Na katastrofę zanosiło się już od piątkowych treningów F1, w których zespół plasował się poza czołową dziesiątką. Kwalifikacje i wyścig nie przyniosły przełamania, a w Maranello mają nad czym myśleć. Zwłaszcza że kolejne tory w kalendarzu F1 (Monza i Mugello) mają podobną charakterystykę do Spa-Francorchamps.
Do tego tradycją stały się już problemy Ferrari ze strategią, a w GP Belgii doszły do tego dodatkowo fatalne pit-stopy. Pierwsza wymiana kół u Charlesa Leclerca trwała ponad 10 s., druga - ponad 5 s.
Ferrari nie należy do biednych w F1, ale na pewno ekipie wiatr wieje w oczy. Pandemia koronawirusa sprawiła, że zamrożono szereg prac rozwojowych. Oznacza to, że Włosi zostaną z obecnym bolidem aż do końca 2021 roku. Dlatego Ferrari w formie zobaczymy najwcześniej w sezonie 2022. Dla fanów tej ekipy to fatalna wiadomość.
Wygrany: Daniel Ricciardo
Australijczyk założył się z Cyrilem Abiteboulem, że jeśli zdobędzie podium dla Renault w tym sezonie, to szef francuskiej ekipy będzie musiał sobie zrobić tatuaż. I po GP Belgii trzeba przyznać, że już wkrótce Abiteboul być może będzie musiał się rozglądać za studiem tatuażu. Ricciardo dojechał do mety jako czwarty w stawce i był to jego jeden z najlepszych występów w barwach Renault.
Przegrany: Carlos Sainz
Hiszpan może mówić o sporym pechu. Tuż przed startem wyścigu, po wyjechaniu z garażu, mechanicy McLarena wykryli usterkę w jego układzie wydechowym. Sprawiła ona, że Sainz nawet nie pojawił się na polach startowych. Tymczasem kierowca z Madrytu miał ruszać do GP Belgii z siódmej pozycji i miał spore szanse na punkty.
Wygrany: Pierre Gasly Dla Francuza był to niezwykle ważny wyścig - przed rokiem na Spa-Francorchamps zginął jego przyjaciel, Anthoine Hubert. Należy przyznać, że Gasly, który do GP Belgii przystąpił w kasku z fotografiami zmarłego kompana, w piękny sposób oddał hołd rodakowi. Kierowca Alpha Tauri popisał się kilkoma ciekawymi manewrami i dojechał do mety jako ósmy. Zasłużenie przy tym zgarnął tytuł kierowcy dnia.
Przegrany: Antonio Giovinazzi
Być może Włoch występem w GP Belgii pogrzebał swoje szanse na dalsze starty w Alfie Romeo. Na 10. okrążeniu Giovinazzi popełnił bardzo kosztowny błąd, który nie tylko doprowadził do kompletnego zniszczenia bolidu, ale też wymusił na George'u Russellu uderzenie w bandę. Brytyjczyk musiał się bowiem ratować przed trafieniem w kolegę.
W sezonie 2020, niezwykle intensywnym z powodu koronawirusa, jakiekolwiek błędy są niemile widziane. Tymczasem Giovinazzi sprawił, że jego ekipa ma tylko kilka dni na odbudowanie jego maszyny.
Czytaj także: FIA reaguje po wypadku Antonio Giovinazziego
Wygrany: Kimi Raikkonen
Nawet jeśli Fin stwierdził po GP Belgii, że pokonanie obu kierowców Ferrari nic dla niego nie znaczy, bo nie przyniosło punktów w GP Belgii, to należy odnotować fakt, że to właśnie Raikkonen był najwyżej sklasyfikowanym zawodnikiem korzystającym z jednostki napędowej Ferrari.
Do tego kibicom na długo w pamięci pozostanie moment, w którym kierowca Alfy Romeo z dziecinną łatwością wyprzedza Sebastiana Vettela.
Przegrany: Racing Point
W przeszłości tor Spa-Francorchamps szczególnie służył Racing Point (wcześniej Force India). Przed sezonem 2020 ekipa dość mocno zmieniła jednak koncepcję bolidu, kopiując rozwiązania Mercedesa… i akurat w przypadku GP Belgii mocno sobie zaszkodziła. Z dawnej konkurencyjności na pięknie położonym torze niewiele zostało. Trudno bowiem, aby w Silverstone byli zadowoleni z 9. i 10. miejsca, skoro w tym roku Racing Point co chwilę bywa trzecią siłą w F1.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Miłości między Stalą i Apatorem nie ma. Sprawa Jacka Holdera to umocni