Choć Wojciech Szczęsny wciąż czeka na debiut w FC Barcelonie, jest w Hiszpanii polski bramkarz, który ma pewne miejsce w składzie swojego zespołu, jego głos jest ważny w szatni, a niedawno został wybrany bohaterem, gdy jego niesamowite interwencje zachwyciły miejscowych dziennikarzy.
Michał Kałuża, bramkarz futsalowej reprezentacji Polski, ponownie gra w najwyższej klasie rozgrywkowej w Hiszpanii. Wraz z klubem CD Burela FS wywalczył w tym roku awans do Primera Division, wracając do elity po dwuletniej przerwie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Hat-trick to jedno. To trafienie można oglądać bez końca!
26-latek jest nie tylko podstawowym bramkarzem swojego zespołu. W pierwszym meczu obecnego sezonu to on wyprowadził ekipę z Galicji na boisko w roli kapitana, co dla zawodnika zza granicy jest wielkim wyróżnieniem.
Mecz życia Polaka?
- Tak naprawdę jestem wicekapitanem, nasz kapitan po prostu pauzował w pierwszej kolejce i przez to dostałem opaskę. Był to dla mnie wielki zaszczyt, być może będę miał ku temu okazję w przyszłości - ujawnia w rozmowie z WP SportoweFakty. - Po roku przesuwam się w hierarchii. Dwa lata temu byłem jeszcze trzecim kapitanem, teraz jestem drugi w kolejce, kto wie, co będzie dalej. Na pewno to ogromne wyróżnienie, zwłaszcza, że jestem tutaj obcokrajowcem. Cieszę się, że dostałem zaufanie od trenera i drużyny.
Powrót w szeregi najlepszych klubów w Hiszpanii był dla klubu z Bureli wielkim wydarzeniem.
- Przed rokiem nie udało się awansować, więc ten sukces tym bardziej smakował wyjątkowo. Oczywiście, było świętowanie, wypełniliśmy cel, jesteśmy w elicie. Ale czas zabawy minął, już rozpoczęliśmy sezon i teraz przed nami walka o utrzymanie - zapowiada.
Nowy sezon Primera Division, który rozpoczął się 11 października, jego klub zaczął od dwóch porażek, jednak wtedy nadeszło starcie z Riberą Navarra. I reprezentant Polski miał ogromny udział w zwycięstwie gospodarzy 3:1. Kałuża zanotował szereg spektakularnych interwencji, a hiszpańskie media wybrały go bohaterem meczu.
- Już dostawałem pytania, czy był to może mój najlepszy mecz w karierze. Chyba jednak nie, choć cieszę się, że pomogłem drużynie i odnieśliśmy zwycięstwo. Bo zawsze wychodziłem z założenia, że wolę zagrać średni mecz, ale wygrać, niż mieć super interwencje ale nie zdobyć punktów. Cieszę się, że pomogłem, taka jest też rola bramkarza. Ale fajnie, że zostało to zauważone, także w Polsce - mówi.
Zobacz skrót meczu i interwencje Polaka:
Kataklizm w Hiszpanii
Niestety, w ostatnich dniach nastroje, nie tylko w klubie Polaka, ale i całej Hiszpanii, nie są optymistyczne. Wszystko przez powodzie, które nawiedziły południowo-wschodni region kraju na przełomie października i listopada. Żywioł pochłonął aż 217 ofiar (wersja oficjalna), a tysiące ludzi straciło dorobek życia.
Choć nasz rodak mieszka w Galicji, w północno-zachodniej części Hiszpanii, także przeżywa to, co dzieje się w kraju.
- Wprawdzie nie mamy w zespole zawodników z regionu Walencji, ale nie brakuje takich, którzy mają tam znajomych, z którymi się wychowywali. I dziś bardzo przeżywają wszystko, co tam się dzieje. Zresztą widzimy, że teraz podtopienia pojawiają się także w innych częściach kraju, choćby w Barcelonie - mówi reprezentant Polski.
- Na początku tego nie odczuwaliśmy, aż do meczu ligowego w Murcii, bo do końca ważyły się losy tego, czy spotkanie nie zostanie przełożone. Na pewno są to straszne historie. My, jako Polacy, przeżyliśmy przecież podobny dramat w tym roku, ale mam wrażenie, że byliśmy lepiej przygotowani. Tutaj ludzie mają ogromne pretensje, że nie zostali ostrzeżeni, że alerty dostali na pięć minut przed przyjściem fali powodziowej i nie mieli czasu na reakcję. Straty są ogromne, poszkodowanych tysiące.
W ostatnich dniach przez sportowe środowisko w Hiszpanii przetoczyła się dyskusja, czy władze nie powinny odwołać całej kolejki La Liga, a nie tylko spotkań Valencii i Villarreal
- Rozumiem głosy, że powinno się odwołać sportowe wydarzenia. Z drugiej strony w grę wchodzą też koszty. Ale gdybym miał zabrać głos, to raczej byłbym za odwołaniem. Zresztą, my sami nie wiemy co będzie niedługo, bo czeka nas wyjazdowy mecz z Barceloną. Nie wiadomo, czy rywale nie będą chcieli przełożyć tego spotkania. I byłbym to w stanie zrozumieć - zastanawia się Michał Kałuża.
Hiszpanie uwielbiają Polaka
W tym roku polski bramkarz przedłużył kontrakt z CD Burela FS, a w oficjalnym komunikacie klub poinformował, że to zasługa nie tylko jego świetnych umiejętności, ale także jego osobowości. "On jest uwielbiany przez naszą społeczność" - mogliśmy przeczytać w oświadczeniu.
- Bardzo mi było miło słyszeć takie słowa. Może to kwestia tego, że nie mam wrogów i daję się lubić. Jesteśmy jedynym klubem w niewielkim mieście, oprócz kobiecej drużyny futsalowej nie ma tutaj innego zespołu. Przez to jesteśmy rozpoznawalni na ulicach, mamy codzienny kontakt z kibicami, a ja wychodzę z założenia, że trzeba odwzajemniać uśmiech innych. Nie unikam kontaktu i rozmów z kibicami. Wiem, że to dla nich dużo znaczy, ale dla mnie też - cieszy się reprezentant Polski.
Już wkrótce 26-latka czekają właśnie bardzo ważne mecze w kadrze. W grudniu futsalowa kadra rozpocznie od wyjazdowego meczu z Turcją eliminacje do mistrzostw Europy. Pozostałymi rywalami będą Słowacja i Mołdawia.
Kałuża nie boi się mówić, że awans do turnieju jest obowiązkiem Biało-Czerwonych.
- Celem oczywiście jest awans i myślę, że jest to do zrobienia. Będziemy walczyć o zwycięstwo w grupie, moim zdaniem powinniśmy to zrobić, przecież byliśmy losowani z pierwszego koszyka. Nastroje w drużynie są bardzo dobre - zapowiada.
"Rozumiem decyzję trenera Barcelony"
Jako bramkarza, naszego rozmówcę nie mogliśmy nie zapytać o Wojciecha Szczęsnego i jego podpisanie kontraktu z FC Barceloną. Kałuża śmieje się, że były zawodnik m.in. Arsenalu, Romy i Juventusu może nie zdawać sobie sprawy, że nie jest jedynym naszym golkiperem w Hiszpanii.
- Myślę, że to bardziej ja patrzę na niego, niż on wie o moim istnieniu. Ale bez wątpienia to wielka sprawa, że mamy trójkę Polaków w FC Barcelone, bo przecież obok jego i Roberta Lewandowskiego jest jeszcze Ewa Pajor. Kto mógł się tego spodziewać? Dla nas to wielka duma.
26-latek rozumie także decyzję trenera Blaugrany Hansiego Flicka, który mimo pojawienia się tak klasowego gracza jak Szczęsny, nadal stawia na Inakiego Penę. Choć przecież eksperci przewidywali, że były reprezentant Polski szybko wygryzie młodszego kolegę i zostanie numerem jeden.
- Czytam tutejsze media i Wojtek zbiera bardzo pozytywne opinie za swoje zachowanie w szatni i na treningach, zwłaszcza wobec Inakiego Penii, pełen profesjonalizm. Uważam też, że dobrze postępuje FC Barcelona, że podstawowym bramkarzem nadal jest Pena. Bo choć Wojtek jest lepszy, ma doświadczenie i bogatsze CV, to pojawił się późno i musi czekać na swoją szansę. A po wynikach widać, że drużynie wychodzi to na dobre - podsumowuje.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty