Korespondencja z Nottingham, Piotr Chłystek
Przebojowy napastnik, będący fanem FC Barcelony, opowiedział nam m.in. o swojej miłości do futbolu i treningach z najlepszym zawodnikiem na świecie.
Na inaugurację turnieju w Nottingham nasza reprezentacja spisała się znakomicie i rozbiła Litwę 7:0. Aż trzy gole w tym meczu uzyskał Patryk Wronka. Napastnik Comarch Cracovii nie ma jednak wiele czasu na świętowanie, bo już w niedzielę Biało-Czerwoni zagrają z gospodarzami. Liczymy, że również w tym spotkaniu błyśnie szybki skrzydłowy, który kilka lat temu występował w Wielkiej Brytanii w ekipie Belfast Giants.
Marzenia o NHL
- Bardzo pozytywnie wspominam pobyt na Wyspach Brytyjskich. Zresztą generalnie jestem osobą, która rzadko na coś narzeka. Fajnie, że miałem okazję spędzić tutaj trochę czasu - mówi Wronka, który już w dzieciństwie pokazywał, że może zrobić karierę.
Kilkanaście lat temu Telewizja Polska przygotowała reportaż "Szansa na NHL" z turnieju dziecięcego U-10 na warszawskim Torwarze, w trakcie którego młodym adeptom hokeja towarzyszyli Mariusz Czerkawski i Krzysztof Oliwa. Jednym z bohaterów filmu był młodziutki Patryk Wronka, kapitan drużyny Podhala Nowy Targ i najlepszy zawodnik całej imprezy. Nie tak dawno autor tego tekstu odnalazł ten materiał w odmętach internetu i wysłał go Patrykowi podczas zgrupowania kadry. Nagranie stało się hitem wśród reprezentantów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Polski koszykarz zszokował. "Prawdziwe czy oszukane?"
- Fajnie było sobie to przypomnieć. Tamten turniej i spotkanie z takimi gwiazdami to było kapitalne doświadczenie. Nie zapomnę tego do końca życia. Mieliśmy wtedy w Podhalu znakomitą piątkę, wspólnie występowaliśmy chyba do końca gimnazjum. W bramce stał Błażej Kapica, który w ostatnich latach rozegrał trochę spotkań w seniorskiej drużynie Szarotek. Byli z nami też m.in. Przemek Michalski, czyli brat obecnego reprezentanta i napastnika Cracovii Mateusza Michalskiego oraz Maciej Kmiecik, prowadzący później sklep hokejowy w Nowym Targu - opowiada Wronka, który co prawda do NHL się nie dostał, ale zawsze o tym marzył.
- Gdy byłem mały, to oglądanie NHL nie było takie łatwe. Transmisje nie były powszechnie dostępne, ale gdzieś oczywiście szukało się informacji, wiedzieliśmy, kim są Jaromir Jagr, Aleksandr Owieczkin czy Sidney Crosby, lecz jednego idola i ulubionej drużyny nie miałem. Byłem po prostu zakochany w tej dyscyplinie, o czym najlepiej świadczy pewna historia. Miałem chyba 10 lub 11 lat, gdy ze wspomnianym Maćkiem Kmiecikiem postanowiliśmy odszukać adresy mailowe wszystkich klubów NHL. Podzieliliśmy się.
- Ja wybrałem 15 i on 15, a potem przy pomocy translatora w komputerze wysyłaliśmy do nich wiadomości z informacją, że jesteśmy ich kibicami i prośbą o wysłanie jakichś gadżetów. Nikt się nie odezwał i zdążyliśmy już nawet o tym zapomnieć, gdy nagle po trzech czy czterech miesiącach mama mi powiedziała, że przyszedł do mnie list z Minnesoty. Okazało się, że dostałem kartkę ze zdjęciem i autografem Brenta Burnsa. Dziś Kanadyjczyk gra w Carolina Hurricanes, ma długie włosy i poważne braki w uzębieniu, a gdy miał wielką brodę, to porównywano go do Chewbacci z „Gwiezdnych Wojen”. Na tamtej fotografii z zespołu Wild miał jednak jeszcze krótką fryzurę i pełną "klawiaturę" – śmieje się Patryk, który po latach miał jednak styczność z NHL.
Duet z Connorem McDavidem
W 2016 roku Wronka pojechał na letni obóz treningowy do Toronto, który organizował trener polskiego pochodzenia Jari Byrski. Polak spotkał tam wielu graczy z NHL. Na lodzie ćwiczył m.in. z Jeffem Skinnerem (obecnie czołową postacią Buffalo Sabres), Jasonem Spezzą (byłą gwiazdą Ottawa Senators) czy Olli Maattą (dziś obrońcą Detroit Red Wings). Największą przyjemność sprawiła mu jednak gra z Connorem McDavidem z Edmonton Oilers, który aktualnie przez wielu jest uważany za najlepszego hokeistę na świecie.
- Od razu było widać, że to niesamowity zawodnik! Jest doskonały pod względem technicznym, no i oczywiście niezwykle szybki. Nawet ruszając z miejsca potrafi po dwóch, trzech krokach rozwinąć zawrotną prędkość. Czasami na tym obozie rozgrywaliśmy mecze 2 na 2 i w jednym z nich tworzyłem parę właśnie z McDavidem. To było dla mnie duże wyróżnienie – podkreśla 27-latek, który w 2016 roku został uznany najlepszym napastnikiem MŚ Dywizji IA w Katowicach, a w 2019 otrzymał tę samą nagrodę po MŚ Dywizji IB w Tallinie. Nic dziwnego, że Wronka w przeszłości dostawał propozycje z klubów zagranicznych i trzykrotnie z nich korzystał. Był w czeskim Orli Znojmo grającym w międzynarodowej lidze EBEL, a także we wspomnianym brytyjskim klubie Belfast Giants oraz francuskim Rapaces de Gap. Wszystkie przygody kończyły się jednak niepowodzeniem. Dlaczego?
- Do Czech pojechałem mając 20 lat. Dziś myślę, że opuszczając Podhale mogłem podjąć inną decyzję. Ponieważ otrzymałem nagrodę po MŚ w Katowicach, to w Orli Znojmo od razu oczekiwali, że będę liderem, będę zdobywał dużo punktów i strzelał mnóstwo goli, ale tego nie robiłem. Może należało iść do II ligi szwedzkiej lub fińskiej i spokojnie się rozwijać bez takiej presji, a dopiero potem poszukać szansy w silniejszych rozgrywkach? Ewidentnie zabrakło mi wówczas doświadczenia. Kilka lat później w Belfaście już było inaczej. Dobrze wspominam tamten czas.
- Wszystko było zorganizowane perfekcyjnie. Na każdy mecz lataliśmy samolotem, po każdym nocowaliśmy w hotelu. Na początku grałem w pierwszym ataku, dwa razy trafiłem do siatki w Lidze Mistrzów. Potem jednak gorzej radziliśmy sobie w lidze. Zaczęły się roszady, transfery, grałem już mniej. I nagle pojawiła się oferta z Francji. Skorzystałem, bo czułem, że w Gap mogę być czołową postacią. I tak było do momentu aż doznałem kontuzji kolana. To był sezon 2019/20, więc pod koniec zaczęło się już koronawirusowe zamieszanie, które wpłynęło na przebieg kolejnych rozgrywek, w których też miałem występować we Francji. Ostatecznie trafiłem wtedy do GKS Tychy, a ponieważ z żoną kupiliśmy też mieszkanie w Katowicach, to stwierdziliśmy, że już zostajemy w Polsce – tłumaczy Wronka, który mógł być… piłkarzem.
Wycieczki na Camp Nou
- Co prawda swoją przygodę ze sportem zacząłem od unihokeja, ale potem faktycznie wziąłem się za piłkę, którą uwielbiam. Jestem wielkim fanem FC Barcelony, mam nawet tatuaż z herbem Blaugrany. Kiedy grałem we Francji, to czasem jeździłem na mecze na Camp Nou, by z trybun podziwiać Leo Messiego. Mam nadzieję, że Argentyńczyk wkrótce wróci do Barcelony, bo są takie pogłoski. Wciąż oglądam prawie każdy mecz tej drużyny i cieszy mnie, że teraz jest w niej Robert Lewandowski. Kilka lat temu przez moment prowadziłem też w klasyfikacji generalnej w grze Fantasy Premier League w Polsce. To w sumie duży sukces, bo przecież w naszym kraju w FPL bawi się mnóstwo osób - uśmiecha się nowotarżanin, kontynuujący piękne rodzinne tradycje.
- Mój dziadek, a tata mojej mamy, Tadeusz Kacik był wyróżniającą się postacią w lidze i nawet w 1971 roku dostał „Złoty Kij” dla najlepszego hokeisty w kraju. Pojechał też na igrzyska olimpijskie do Sapporo. Tata Adam, tak jak on, również wiele lat spędził w zespole Podhala. Nie miałem okazji zobaczyć go w akcji na żywo, ale oglądając pojedyncze materiały wideo i słuchając opowieści różnych osób, wiem, że obaj prezentowali podobny styl do mnie. Dobrze jeździli na łyżwach, lubili techniczną grę. Najwyraźniej poszedłem w ich ślady - dodaje na koniec nasz reprezentant.
Czytaj także:
Fenomenalne spotkanie Polaków. Tak skomentował je selekcjoner
Polacy pewni siebie po pogromie. "Wiemy po co przyjechaliśmy"