- Życzę wam sukcesów w przyszłości. Wasz program szkoleniowy jest z pewnością lepszy od naszego. Nasz bramkarz miał dziś wiele udanych interwencji i między innymi dlatego wygraliśmy. Organizacja turnieju była fantastyczna, dziękuję za to PZHL-owi i Miastu Gdańsk. Byliśmy znakomicie traktowani pod każdym względem. Pozdrawiam również dziennikarzy - powiedział po ostatnim meczu Enio Sacilotto, II trener reprezentacji Chorwacji, który wcześniej mówił, że daje 10 procent szans na utrzymanie swojego zespołu. - Naszym planem było skupienie się na meczu z Polską i użyliśmy w nim niewielu zawodników. Obserwowaliśmy swoją drużynę i wybraliśmy tych, którzy będą walczyć w tym meczu. Ja naprawdę uważałem, że mamy 10 procent szans na zwycięstwo. Mecz jest rozgrywany jednak na lodzie, a nie na papierze - dodał sympatyczny szkoleniowiec.
Zdecydowanie mniej zadowolony był rzecz jasna Mieczysław Nahunko. - Przed meczem nie zakładaliśmy, że nastrzelamy wiele goli, ale zakładaliśmy to, że nie stracimy wielu bramek. Karygodne błędy obrońców stwarzały takie sytuacje bramkowe, z których goście musieli skorzystać. Strategia drużyny chorwackiej była nacelowane na dwa mecze i drużyna chorwacka podchodziła do innych spotkań na luzie. Wyszło na to, że ta strategia zespołowi przeciwnika wyszła - powiedział po meczu polski trener.
Jaki plan założyli sobie Chorwaci na ostatnią tercję, przed którą wydawało się, że jednak spadną do II dywizji? - Założyliśmy sobie plan. Nie miało być w zespole paniki. Dobra defensywa była kluczem do zwycięstwa. Przyznam, że za każdym razem, gdy przy krążku był Kapica, bałem się. Kilku polskich zawodników prezentuje naprawdę wysoki poziom - pochwalił Sacilotto, któremu mecz z Polską wygrała znakomita pierwsza formacja. - Nasza pierwsza formacja grała wspaniale. Mamy jednak bardzo niewielu zawodników. Gdyby dzieci z innych formacji się spisywały gorzej, to byśmy też nie wygrali - powiedział trener, w którego zespole gra bardzo wielu zawodników z niższych roczników.
W polskim zespole było niewielu zawodników, grających w SMS-ie Sosnowiec. - Graczy z SMS-u nie było tak wielu. Był tylko Kogut i Marzec. Reszta, to zawodnicy z klubów ekstraligowych. Nie oddawaliśmy zbyt wielu strzałów, nie stwarzaliśmy sytuacji, mieliśmy kłopoty z atakiem. Do tego graliśmy mniej konsekwentnie, niż w meczu z Włochami. Zrobiliśmy roszady, zeszliśmy na trzy piątki i nie dało to efektów - powiedział rozgoryczony Nahunko.
Czy Polacy nie powinni zmienić bramkarza, gdy widzieli, że zaczyna on wpuszczać bramki z coraz łatwiejszych pozycji? - Można dywagować. Teraz jesteśmy mądrzejsi o doświadczenia. Kilka sytuacji bramkarz wybronił, przeciwnicy go jednak czasami ogrywali - przyznał bezradny szkoleniowiec polskiego zespołu.