- Boli szczególnie porażka w pierwszym meczu w Krakowie. Mogliśmy pokusić się o triumf, ale przegraliśmy na własne życzenie – żałował Milan Skokan, trener gospodarzy, którzy chcąc przedłużyć nadzieje nie mogli pozwolić sobie w poniedziałek na wpadkę, gdyż rywale Zagłębia byli przed konfrontacją w bardzo dobrej sytuacji. Bonus oraz dwie wygrane na własnym lodowisku sprawiły, że od finały dzieliło ich tylko jedno zwycięstwo.
Mający nóż na gardle miejscowi od początku rozpoczęli szturm na bramkę Rafała Radziszewskiego. Szczególnie aktywny był pierwszy atak, ale Teddy Da Costa, Vladimir Luka i Tobiasz Bernat mocno zawodzili. Golkiper "Pasów" nie miał żadnych problemów z obroną ich strzałów. A z biegiem czasu zupełnie zeszli na dalszy plan. Jego kolega po fachu, stojący między słupkami drugiej bramki, musiał się bardziej wysilić, aby nie dać się zaskoczyć napastnikom Cracovii.
Jednak w tej wymianie ciosów górą byli gospodarze. Marcin Jaros dobił odbity krążek po strzale "z niebieskiej" Martina Opatovskyego. Podrażnieni mistrzowie szybko jednak się otrząsnęli. Skrzętnie wykorzystali błędy przeciwnika i losy spotkania się odwróciły. Najpierw Sebastian Biela zakończył kontratak, po stracie krążka przez Martina Balczika. Następnie Michał Piotrowski, tuż po wyjeździe z ławki kar, podwyższył rezultat. Wynik ustalił po ładnej, kombinacyjnej akcji Michał Radwański.
- To jest naszą bolączką przez cały ten sezon. Prowadzimy, a później tracimy głupie bramki – wzdychał Jarosław Różański, napastnik miejscowych. - Jak nie wykorzystuje się stuprocentowych sytuacji, to ciężko o korzystny rezultat – zauważył Skokan, mający na myśli marnowane okazje przez dotychczasowych liderów zespołu (przy stanie 1:0 Teddy Da Costa przestrzelił z rzutu karnego) oraz pomyłki obrońców.
Początkowo Cracovia dała się "wyszumieć" rywalowi, ale od momentu, gdy narzuciła swój styl Zagłębie wyraźnie się pogubiło. Zabrakło przede wszystkim ambicji, zadziorności, woli walki. A przecież grali "o życie". Kibicom wyraźnie nie podobała się postawa pupili, co też głośno wykrzyczeli. Kiedy Radwański zdobył czwartego gola, zaczęli opuszczać lodowisko, bo było wiadome, że rywalizacja o finał już się zakończyła i pozostanie im jedynie nadzieja na brąz.
Pol-Aqua Zagłębie Sosnowiec - Comarch Cracovia 1:4 (1:0, 0:3, 0:1
1:0 - Marcin Jaros (Martin Opatovsky) 19'
1:1 - Sebastian Biela (Sebastian Witowski) 23'
1:2 - Michał Piotrowski (Filip Drzewiecki) 28'
1:3 - David Musial (Mikołaj Łopuski) 38'
1:4 - Michał Radwański (Sebastian Biela) 56'
Składy:
Pol-Aqua Zagłębie: Rajski (Nowak) - Kuc, Gabryś, Luka, T.Da Costa (27), Bernat - Koszarek, Marcińczak, Jaros, G.Da Costa, Opatovsky - Balcik (2), Dronia, Sarnik, Zachariasz, Różański - Podsiadło, Duszak (2), Ślusarczyk, T.Kozłowski, M.Kozłowski.
Comarch Cracovia: Radziszewski (Rączka) - Csorich, Bondarevs, L.Laszkiewicz, Słaboń, D.Laszkiewicz - Dudas (2), Dulęba, Radwański, Musial, Łopuski - Kłys, Wajda, Piotrowski (2), Pasiut, Drzewiecki - Landowski, Guzik (2), Witowski, Biela, Rutkowski.
Kary: Pol-Aqua Zagłębie - 33 min, Comarch Cracovia - 6 min.
Stan rywalizacji play-off (do czterech zwycięstw): 4:0 dla Comarch Cracovii.
Widzów: 1.800.