Michał Gałęzewski: Wróciłeś właśnie z Mistrzostw Europy w Słowenii. Jak ocenisz wasz występ w tym turnieju? Czy był on pozytywny?
Jarosław Rzeszutko: Pozostaje niedosyt, bo wiadomo, że grało się o awans. Największy cień na te Mistrzostwa rzucił mecz z Węgrami. Trzy kolejne były wygrane, a mecz ze Słowenią był naprawdę niezły dla oka i mógł skończyć się naszą wygraną po dogrywce, czy po karnych. Zajęliśmy oczko wyżej, niż w ubiegłym roku. Jest mały postęp, liczę że będzie jeszcze lepiej.
Co miało wpływ na porażkę 0:6 z Węgrami?
- Trochę wpływ miało na pewno zmęczenie po pierwszym meczu ze Słowenią. Z Węgrami opadliśmy z sił w trzeciej tercji. Mieliśmy jednak osiem godzin mniej odpoczynku od Węgrów, a przy takich zawodach jak Mistrzostwa Świata, to naprawdę bardzo dużo. Tym bardziej, że się nie kalkuluje i gra na sto procent. Tego trochę zabrakło. Jak byśmy grali w późniejszej fazie z Węgrami, albo w pierwszym spotkaniu, to mogłoby być różnie.
Po drugiej porażce się jednak nie podłamaliście i walczyliście z pozostałymi rywalami...
- Nie podłamaliśmy się. Motywacja była, bo każdy wiedział co musi zrobić. Nikt nie przyjechał po spadek, tak jak niektórzy mówili w polskich mediach. Przeprowadziliśmy męskie rozmowy z trenerami i wzięliśmy się w garść. To poskutkowało i potrafiliśmy kolejne trzy mecze przechylić na swoją korzyść.
Dochodziły do was informacje z Polski szczególnie po drugim meczu?
- Na pewno każdy czyta internet, czy rozmawia ze znajomymi. Wiedzieliśmy, że opinie nie są przychylne i jesteśmy bardzo krytykowani. To nas nie zraziło i konsekwentnie graliśmy do końca. Skończyliśmy turniej z podniesioną głową.
Po meczu z Brytyjczykami mogliście być szczęśliwsi. Odnieśliście zwycięstwo, a także przeważaliście zdecydowanie jeśli chodzi o statystykę strzałów...
- Tak, to prawda. Mecze z Brytyjczykami są zawsze ciężkie i wyrównane. Ostatnie trzy nasze mecze kończyły się dogrywkami i rzutami karnymi i wiedzieliśmy, że nie wpadnie dużo bramek i najważniejsza jest defensywa. Wygraliśmy i dobrze, że potrafiliśmy tak zagrać ostatni mecz. Z siłami też wyglądaliśmy lepiej. Cieszymy się, że ten mecz udało nam się rozstrzygnąć na swoją korzyść.
Patrząc na składy w Polsce brakuje wyróżniających się zawodników, którzy grają na co dzień z lepszymi od siebie...
- Tak, to prawda. Nie mamy zbyt wielu zawodników grających za granicą. Jest Adam Borzęcki, grający na co dzień w Niemczech. Wszyscy w kadrze - mimo że chcieliśmy aby grał - kibicowaliśmy mu, aby awansował ze swoją drużyną do najwyższej ligi. Więcej takich zawodników nie mamy. Szkoda, bo gdyby poziom reprezentacji szedł do góry, również może poziom ligi by się podniósł i byłaby ona atrakcyjniejsza dla hokeistów grających poza Polską. Trzeba coś zrobić, żeby hokej nie upadł i aby podnosić poziom reprezentacji. Chciałbym, aby kibice w Polsce zobaczyli jeszcze mecze z Rosją, Szwecją, czy Kanadą. W kadrze są zawodnicy, którzy będą się bardzo mocno starali i pracowali, aby zagrać w Elicie.
A czy taki mecz, którego wynik byłby z góry jasny coś by wam dał?
- Z każdej, nawet najwyższej porażki można wyciągnąć odpowiednie wnioski i nabyć doświadczenie. Dania, czy Norwegia niedawno były pomiędzy I dywizją, a Elitą, teraz są na miejscach 9-12 i grają spokojnie z najlepszymi, nie przegrywają dużo. Czasami zdarzają się nawet niespodzianki, jak zwycięstwo Kanadyjczyków z Norwegami dopiero po dogrywce. Małymi kroczkami dochodzą do nich i podobnie mogłoby być z nami.
W Polsce niedawno był boom na budowę hal, teraz na stadiony i boiska. Liczysz na to, że kolejnym krokiem będą lodowiska i hokej stanie się powszechnym sportem, a nie sportem granym w pojedynczych województwach?
- Wierzę w to z całych sił. Gdyby było więcej lodowisk, to byłoby więcej młodzieży, a co za tym idzie więcej zawodników mogących grać w Ekstraklasie i większe prawdopodobieństwo utalentowanych zawodników. Ci utalentowani zawodnicy mogą podnosić poziom drużyn i reprezentacji. Gdyby były lodowiska, to byłoby dużo lepiej. W tym momencie mamy 15 miast, w których jest liga. Jak przyłączyłyby się na przykład takie miasta, jak Poznań, Wrocław, Lublin, to mogłoby być troszeczkę lepiej. Reasumując - chciałbym, aby lodowiska powstawały.
Wróćmy do Mistrzostw Świata. Zdobyłeś w nich trzy bramki i zostałeś królem strzelców, jeśli chodzi o polską reprezentację... Czy koledzy jakoś specjalnie ci tego gratulowali?
- Jakoś specjalnie nie. Na pewno jednak było przyjemnie strzelać bramki w wygranych meczach i dziękuję kolegom za bardzo dobre podania, które otwierały mi drogę do bramki. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze zagrać na Mistrzostwach Świata, uda nam się wreszcie awansować, każdy będzie zdobywał dużo bramek i polska reprezentacja będzie grała na bardzo dobrym poziomie.
Patrząc na sytuację w klubach trudno jednak sądzić, że zawodnicy będą mieli komfortowe warunki do rozwoju i myślenia tylko o hokeju. Myślisz, że coś się w tym aspekcie poprawi?
- W klubach jest ciężko. Mamy ciężką sytuacje finansową spowodowaną przez kryzys, ale sponsorzy też nie garną się do finansowania hokeja. Wszystko się jednak kręci wokół mocnej reprezentacji. Gdyby była ona na wysokim poziomie, to liga byłaby mocniejsza i napędzałoby się koło sponsorów. Mam nadzieję, że każda drużyna która zagra w PLH znajdzie sponsora. Trudno jest w Nowym Targu, a to taki zasłużony klub i ktoś powinien go wspomóc. Jest ciężko, ale liczę że prezesi wszystkich klubów znajdą odpowiedni budżet, aby hokeiści mogli się rozwijać.
Chciałbyś zostać w Gdańsku na przyszły sezon?
- Wiadomo, że każdy wychowanek chciałby zostać w macierzystym klubie. Zobaczymy jak się wszystko potoczy. Mam sygnały z klubów, które są mną zainteresowane. Na tą chwilę wszystko jest otwarte i zobaczymy co tutaj się wydarzy.
Czy przez ilość meczów w tym sezonie mieliście okazję poprawić swoje umiejętności? Nie było przecież czasu na treningi i powtarzanie pewnych sytuacji w swobodnych warunkach...
- Najlepszym treningiem jest mecz. Przy takim ich natłoku, jest jednak mało czasu na regenerację, przez co traci na tym widowisko. Trzeba grać jak najwięcej, podnosić umiejętności i dochodzić do najlepszych zawodników na świecie. Oni grają sto meczów w sezonie i w ostatnim meczu wyglądają lepiej, niż w pierwszym. Nie można patrzeć na systemy rozgrywek, tylko grać na sto procent i to przynosi efekt.
W tym sezonie wszystkie drużyny w Polsce miały kilkanaście spotkań o stawkę, a większość o nich. Czy to, że w innych ligach jest więcej spotkań o wszystko sprawiło, że wasi rywale mogli się lepiej przygotować do Mistrzostw Świata?
- W bardzo mocnej austriackiej lidze grają drużyny ze Słowenii - Acroni Jesenice i Olimpija Ljubljana, a także SAPA Fehérvár AV 19 z Węgier i Medveščak Zagrzeb. Jest to jednak kwestia podejścia zawodników. Każdy mecz - jak nawet teoretycznie jest o nic - jest o coś, aby być lepszym zawodnikiem, zdobyć punkty dla klubu. Liczy się podejście zawodnika. Ja uważam, że każdy kolejny mecz jest najważniejszy w życiu. Trzeba podchodzić do spotkań z odpowiednią motywacją i koncentracją i wtedy też umiejętności i zachowanie w meczach o stawkę mogą wyjść.
Wyżej wymienione drużyny, czy reprezentacje mają wielokrotnie trenerów zza oceanu. Czy to powinien być znak dla Polaków, aby uczyli naszych zawodników szkoleniowcy mający zupełnie inne podejście do hokeja od Słowian?
- Od spraw trenerskich jest PZHL, a zawodnicy są od wykonywania poleceń trenerów. Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie, bo dopóki się nie sprawdzi, to się nie dowie. Może byłoby lepiej, a może nie. Obojętnie kto jest trenerem, trzeba wykonywać polecenia i robić to, co trener chce.