Przemysław Lorenc: Nie sposób nie zacząć naszej rozmowy od pytania co się stało z Comarch Cracovią w finale PLH?
Rudolf Rohaček: Już przed końcem rundy zasadniczej mówiłem, że to bardzo silny zespół i trudny przeciwnik. Wygraliśmy pewnie wszystkie mecze w końcówce sezonu, wygraliśmy wszystkie mecze 1 i 2 rundy play-off. Przed meczem z Podhalem mieliśmy bardzo długą przerwę jak na tę część sezonu. Na finał wyszliśmy wybici z rytmu i bez ogrania meczowego.
Spotkania z Podhalem w Krakowie wyglądały jakby zespół był źle przygotowany fizycznie.
- To nie jest tak, że byliśmy źle przygotowani. Także nieprawdą jest, że szczyt formy przyszedł na Puchar Kontynentalny, a potem już nie zdążyliśmy odbudować drużyny na fazę play-off. Fizycznie zespół cały czas był w dobrej formie. W każdym meczu prowadziliśmy grę do końca. Cały sezon graliśmy świetnie, z Podhalem przegraliśmy tylko jedno spotkanie w rundzie zasadniczej. To spowodowało, że determinacja w play-off nie była taka jakiej się spodziewałem.
Gdzie zatem szukać przyczyny przegranych?
- Przeciwnik miał jeden ogromny atut - byli cały czas w rytmie meczowym i optymalna forma przyszła na mecze z nami. Każde kolejne zwycięstwo nakręcało ich do walki. W spotkaniach w Krakowie Szarotki wykorzystały praktycznie każdą okazję, grali na 120 procent. Nam natomiast zabrakło trochę szczęścia. Moi zawodnicy wyszli na lód z wiarą w wygraną, ale za tym nie poszła gra na 150 procent na lodzie.
W Nowym targu wyglądało to jeszcze gorzej…
- W meczach w Nowym Targu byliśmy bardzo skoncentrowani ale gospodarze grali na fali i na to nie potrafiliśmy znaleźć recepty. Z tego pojawiły się błędy i przez większość spotkania musieliśmy gonić wynik.
Dużym atutem Comarch Cracovii była zawsze gra bramkarzy. W finale tego już nie było.
- Za dwa pierwsze finałowe mecze nie można winić tylko Radziszewskiego. Ten zawodnik broni na świetnym poziomie już 5 lat! Zawdzięczamy mu mnóstwo zwycięstw. Niestety w finale nie zagrał w pełni swoich możliwości. Wraz ze słabszą dyspozycją bramkarza poszły błędy w obronie, zespół nie czuł się już tak pewnie. Pojawiła się nerwowość, niedokładność. Do tego nieco słabiej zaprezentowała się obrona w pierwszej piątce…
Gdyby można było cofnąć czas, co Pan by zmienił?
- Na pewno większa ilość spotkań z pewnością by nie zaszkodziła. Jeżeli chodzi o przygotowanie fizyczne nie zmienił bym nic. Natomiast więcej powinniśmy pracować nad tym, że runda zasadnicza to nie to samo co play-off. Głowy należy studzić, skasować z umysłu to co się stało wcześniej i trzeba bardzo wyraźnie odciąć te dwie części sezonu. Wygraliśmy prawie wszystkie mecze z Podhalem? Ok. ale to już przeszłość, teraz czeka nas nowe rozdanie. Tego chyba było za mało.
Wroćmy do obecnej sytuacji. Na rynku transferowym pojawił się nowy gracz i wydaj się, że z takim składem Sanok jest murowanym kandydatem do tytułu Mistrza Polski.
- Fakt, Sanok zrobił olbrzymie zakupy. W ich składzie jest bardzo dużo znanych nazwisk. Zobaczymy jednak jak się to wszystko im poukłada. Nie jest łatwo wziąć kilku dobrych zawodników i wygrywać. Wszystko zweryfikuje lód.
Comarch Cracovia tymczasem się osłabia.
- Mam nadzieję, że jeszcze się wzmocnimy i ten skład nie jest składem ostatecznym. Niestety w tej chwili opłaty za hokeistów są zaporowe. Nie ma sensu płacić tak dużych kwot, a do tego zawodnicy oczekują wysokich kontraktów. Czas pokaże, czy kluby, które spełniły te oczekiwania rzeczywiście na to stać.
Czym więc chcecie zaskoczyć przeciwników w nowym sezonie?
- Będziemy doskonale przygotowani fizycznie i cały czas pracujemy nad techniką. Rozpoczęliśmy bardzo ciężkie treningi. Trenujemy na siłowni, na basenie, sporo biegamy. Pogoda trochę krzyżuje nam plany bo najpierw padało a teraz jest bardzo gorąco. Co dzień każdy z zawodników oddaje minimum 300 strzałów. To musi zaowocować w lidze.
Po wynikach sportowych naszej reprezentacji można stwierdzić, że polski hokej znalazł się na krawędzi…
- Jeśli chcemy podnieść poziom to w Polsce musi być szkolenie młodzieży od wczesnych lat, od mini hokeja. Nie możemy rozpoczynać szkolenia od juniorów bo junior powinien być już technicznie świetnie wyszkolony. Bardzo istotna jest konkurencja w każdym zespole na każdym poziomie. Do tego 40 - 50 meczów w sezonie dla żaków, 60 - 70 juniorzy. To są plany na lata. W perspektywie krótkoterminowej niezbędne jest stworzenie jednej kategorii juniorskiej gdzie będzie większa konkurencja, więcej spotkań. Młodsi będą równać do starszych, starsi będą naciskani przez młodszych. Tak to powinno działać.
Z pewnością oglądał Pan Mistrzostwa Świata w Niemczech. Co zadecydowało, że Czesi zdetronizowali zespół Rosji?
- Rosjanie to drużyna gwiazd. Czesi to młode wilczki z doskonałym bramkarzem, który bronił fantastycznie. Moi rodacy grali dobrze jako zespół. Naprzeciwko nim grały wielkie nazwiska, ale ten turniej pokazał, że nie zawsze faworyci wygrywają. Muszę też przyznać, że Rosjanom zabrakło szczęścia. Wiem, że często kibice dziwią się, że trenerzy wspominają o szczęściu ale ono musi być przy drużynie. Gdyby było przy Rosjanach to zamiast poprzeczki i słupka w finale byłyby dwa gole i zwycięstwo. Najważniejsze jednak jest to, aby każdy mecz zacząć w głowach od stanu 0:0, jakby nie było wcześniejszych spotkań. Trzeba chcieć walczyć, włożyć w grę całe swoje serce.