Marzę o wygraniu ligi i zdobyciu Pucharu Polski - rozmowa z Lukašem Řihą, nowym napastnikiem Aksam Unii Oświęcim

Jeszcze sezon temu Lukaš Řiha zachwycał publiczność na słowackich taflach. Dziś jest już zawodnikiem Aksam Unii Oświęcim, z którą chce zdobyć najważniejsze trofea. - Marzę o wygraniu z Unią ligi i zdobyciu Pucharu Polski. Zawsze należy sobie stawiać możliwie jak najwyższe cele - zdradził w wywiadzie z portalem SportoweFakty.pl 29-letni Czech.

W tym artykule dowiesz się o:

Radosław Kozłowski: Lukaš Řiha - Enfant Terrible, takie określenia z ust dziennikarzy nie są dla ciebie nowością?

Lukaš Řiha: Media lubią barwne postaci, które wybijają się ponad przeciętność. Nadają im przydomki, piszą o nich w gazetach. Widocznie dziennikarze musieli coś takiego specyficznego znaleźć u mnie i stąd to zainteresowanie.

Również rywale wypowiadają się w stosunku do ciebie w podobny sposób. Řiha to świetny zawodnik, ale z drugiej strony niesamowity prowokator. Czym zapracowałeś sobie na taką ocenę?

- Sam się zastanawiam. Grając dla Martina oddawałem całe serce, starałem się grać z korzyścią

dla drużyny. Tak to już jest w życiu: niektórzy ludzie cię uwielbiają, inni nienawidzą. Rzadko prowokuje, raczej odpowiadam na zaczepki ludzi, którzy nie darzą mnie szacunkiem.

Po trzech latach na Słowacji zdecydowałeś się na przejście do PLH. Co o tym zadecydowało?

- Sytuacja w Martinie się komplikowała. Drużyna z sezonu na sezon była coraz słabsza, można powiedzieć, że staczaliśmy się po równi pochyłej i właśnie dlatego podjąłem decyzję o zmianie otoczenia. Obiecałem kibicom w Martinie, że jeśli odejdę z klubu, to tylko za granicę. I dotrzymałem słowa.

Na Słowacji chodziły plotki o twoim odejściu na wschód. Zdaniem mediów w grę wchodziła Białoruś…

- Tak byłem na Białorusi, jednak szybko stamtąd wróciłem. Nie chciałbym mówić dlaczego tak się stało. Na szczęście szkoleniowcem Unii został Ladislav Spišiak i wszystko dobrze się skończyło.

Z trenerem Spišiakiem już trochę się znacie, jakim jest szkoleniowcem?

- Bardzo dobrym. Najkrócej mówiąc jest to właściwy człowiek, na właściwym miejscu. Trenera Spišiaka poznałem trzy lata temu. To on sprowadził mnie do Martina, a teraz do Unii. Muszę jednak przyznać, że na temat gry w Oświęcimiu rozmawiałem jeszcze z Alešem Flašarem, ale miałem ważny kontrakt na Słowacji, więc z mojej przeprowadzki nic by nie wyszło.

W Martinie byłeś ulubieńcem kibiców…

- Kibice w Martinie byli niesamowici. Zawsze mogliśmy na nich liczyć, byli z drużyną na dobre i na złe. Mam nadzieję, że w Oświęcimiu wygląda to podobnie.

Jeden z fanów MHC Martin po twoim odejściu napisał na forum: "źle się dzieję z ekstraligą na Słowacji, skoro pozwala się, żeby do przeciętnej PLH odszedł taki zawodnik". Jak odniesiesz się do jego słów?

- Bardzo miło słyszeć taką opinię. Nie uważam, żeby polska liga była aż tak słaba. Gra tu wielu dobrych zawodników, których pamiętam zarówno z czeskich, jak i słowackich lodowisk.

Jesteś najszybszym strzelcem gola w słowackiej ekstralidze, zdobywcą Pucharu Kontynentalnego oraz trzeciego miejsca w lidze. Co chcesz osiągnąć w barwach Aksam Unii?

- Jak najwięcej. Marzę o wygraniu z Unią ligi i zdobyciu Pucharu Polski. Zawsze należy sobie stawiać możliwie jak najwyższe cele. Gdy je osiągniesz, masz wtedy ogromną satysfakcję. Dla tej właśnie satysfakcji warto grać w hokeja.

Zdajesz sobie z tego sprawę, że na twoich barkach ciąży ogromna presja?

- To dobrze... Presja wyniku nie jest dla mnie niczym nowym. Towarzyszyła mi i w Czechach, i na Słowacji.

W Prostejovie grałeś jako środkowy, a w Martinie na skrzydle. Na której pozycji czujesz się lepiej?

- U trenera Spiszaka środkowy jest łącznikiem pomiędzy defensywą i ofensywą. Musi dobrze grać w obronie, a jego zadania w ataku schodzą na trochę dalszy plan. Jestem zawodnikiem ofensywnym, lepiej czującym się w ataku, dlatego będę występował na skrzydle.

Występujesz z bardzo nietypowym numerem "98". Ma on dla ciebie jakąś symbolikę?

- Wayne Gretzky, który był moim idolem, grał z numerem 99. Zawsze byłem troszkę słabszy od niego, dlatego wybrałem numer 98 (śmiech).

Wiesz coś o Polskiej Lidze Hokejowej?

- Troszkę czytałem na ten temat. Wiem, że dobrymi drużynami w Polsce są Cracovia i GKS Tychy. Ale to my będziemy jeszcze lepszym zespołem.

Znasz zawodników, którzy tutaj występują?

- Niewielu, a właściwie tylko tych, którzy grali w Czechach albo na Słowacji. Znam Petera Tabačka, Roba Krajčiego, Martina Ivičiča, Robina Bacula i Richarda Krala. Resztę na pewno poznam.

Znany jesteś ze swojej ekspresywności. W niekonwencjonalny sposób cieszysz się z bramek i ze zwycięstw…

- Uważam, że hokej to coś więcej niż gra. Kibice zasługują też na show, a ekspresywność zawodników, czy cieszenie się z bramek na różne możliwe sposoby się do tego zalicza. Takie elementy wpływają też na efektywność tego sportu.

Po jednym z meczów zmieniłeś łyżwy na narty i jeżdżąc dookoła tafli pozdrawiałeś publiczność. Skąd taki pomysł?

- Wiedziałem, że o to zapytasz (śmiech). Po meczu z Liptovskim Mikulašem, który odbył się w dzień świętego Mikołaja, założyłem czerwoną czapkę na głowę, ściągnąłem łyżwy i założyłem narty. W telewizji wyglądało to bardzo zabawnie.

A poza lodem? Jakim człowiekiem jest Lukaš Řiha?

- Ciężko opowiadać o sobie. Jestem człowiekiem spontanicznym, mam pozytywne podejście do życia i rzadko się smucę. Poza tym lubię się śmiać i żartować. Taki byłem i raczej się nie zmienię.

Źródło artykułu: