Adrian Heluszka: Panie trenerze, w tym meczu bolączką naszego zespołu były paradoksalnie gry w przewadze. Było parę sytuacji, gdy graliśmy pięciu na trzech, ale nie potrafiliśmy zamienić tego na bramki. Z czego to się wzięło?
Wiktor Pysz: Mieliśmy problemy z płynnym rozegraniem krążka. Z minuty na minutę stan tafli robił się coraz gorszy. Krążek często odskakiwał nam, trzeba było się zatrzymywać i dopiero go przyjmować. Rywale szybko dostosowali się do takich warunków. Tu chodzi o to, żeby szybko takie akcje rozgrywać. W środowym meczu rozgrywaliśmy akcję inaczej, bo był lepszy lód, ale trzeba również w takich warunkach sobie radzić.
Nawet Leszek Laszkiewicz po ostatnim meczu Pucharu Polski narzekał, że stan tego lodowiska nie jest najlepszy...
- No tak. Jeśli ktoś byłby lepszy, to jednak wykorzystałby te sytuacje, bo niektóre trzeba było zamienić na gole, ale stan lodowiska na to nie pozwolił.
Niemniej patrząc na ten cały dwumecz z Francją, to wydaje się, że wypadł dla naszej reprezentacji na plus. Zagraliście bardzo dobrze.
- Myślę, że tak. Musimy brać pod uwagę to, że mamy tylko czterech zawodników starszych, a resztę kadry stanowi młodzież. Uważam, że idziemy w dobrym kierunku. Jeśli udałoby się wzmocnić tą reprezentację jeszcze dwoma, czy trzema obcokrajowcami, to myślę, że stworzyłaby się silna drużyna i powoli można by się piąć do góry w tej hokejowej hierarchii.
Paradoksalnie po tych dwóch meczach z Francuzami można odnieść wrażenie, że ta różnica, jaka dzieli naszą kadrę od elity nie jest tak duża, jak mogłoby się wydawać...
- Nie, ja bym to inaczej ujął. Cztery ostatnie drużyny, które tam są prezentują mniej więcej nasz poziom. Powiedziałbym w ten sposób. Tam dużą rolę odgrywają drobne szczegóły, jak jeden lepszy zawodnik w drużynie, czy większe doświadczenie w tym wszystkim, bo dłużej grają w elicie i dzięki temu mogą zdobyć jedną bramkę więcej. Poza tym nie widzę osobiście większej różnicy.
Mówi pan o zawodnikach zza granicy, którzy mieliby reprezentować nasze barwy. Podobno na zgrupowaniu w Weisswasser do kadry mają dołączyć dwaj Słowacy...
- No właśnie nie dołączą, bo obaj są kontuzjowani. Grali już z nami podczas turnieju w Sosnowcu, ale teraz wyeliminowały ich urazy.
A to według pana dobra droga, aby sięgać po obcokrajowców i powoływać ich do naszej reprezentacji?
- W tej chwili trzeba się tak posiłkować, bo sami nie mamy zawodników. Czas ucieka i nie możemy czekać. A do tego nie mamy pewności, czy ewentualnie będą prezentować odpowiedni poziom za dwa, czy trzy lata. Musi ich ktoś pociągnąć.
A co wobec tego ze szkoleniem w Polsce? Podobno są w tej materii ogromne braki...
- To jest zawsze bardzo trudny temat, bo wiąże się z warunkami finansowymi. W naszej Ekstralidze są problemy pod tym względem, a co dopiero wśród młodzieży. Jest ciężko. Potrzebujemy dwóch lat, aby przetrwać. Myślę, że powoli będzie się to kierowało w lepszym kierunku.
Teraz przed naszą reprezentacją turniej w Weisswasser, gdzie zagramy z drużynami klubowymi z ligi niemieckiej i czeskiej. Z jakim nastawieniem jedziecie do Niemiec?
- Jedziemy tam, bo jesteśmy zaproszeni na turniej, któremu przyświeca szczytny cel, bo jest dla powodzian. Nie mogliśmy odmówić. Mamy teraz trochę trudną sytuację, bo jesteśmy po dwóch ciężkich meczach. Będziemy mieć dzień przerwy i znów dwa spotkania do rozegrania. Zagramy w sobotę z trzecim zespołem czeskiej Ekstraligi, w którym gra znany z NHL, Straka, jest kilku innych graczy w tym czterech Kanadyjczyków. Na pewno program turnieju będzie dla nas wymagający. Na następny dzień gramy z rywalem z Niemiec też silnym, który ma w składzie pięciu hokeistów pochodzenia amerykańskiego. To będzie trudny mecz, zwłaszcza, że rozleciała mi się pierwsza "piątka" po tym, jak w środowym meczu w Tychach kontuzji doznał Tomek Malasiński. Stanowi on dużą siłę razem z Leszkiem Laszkiewiczem. W Tychach strzelili razem trzy bramki, teraz Tomka bardzo brakowało. Taki jest jednak sport i trzeba patrzeć z optymizmem w przód. Myślę, że ważne jest, że gramy. Nie chowamy się i rozgrywamy dużo pojedynków i myślę, że coś z tego się urodzi.
W listopadzie czeka was z kolei turniej Euro Ice Hockey Challenge w Sanoku. To będzie dla was taki turniej docelowy w tym sezonie?
- Nie, mamy ten turniej zaplanowany w listopadzie i w grudniu. Będziemy tam mieli bardzo trudnych przeciwników, a co ważne w obu turniejach zagra Ukraina, a to rywal z naszej grupy z mistrzostw świata. Myślę, że dobrze się stało, że z nimi zagramy w obu grupach. Będziemy mogli się z nimi zmierzyć, trochę ich podpatrzeć i rozszyfrować, bo mistrzostwa są rozgrywane u nich. A mamy grupę trochę rosyjską, bo jest Ukraina, Kazachstan, Estonia, Litwa i Wielka Brytania. Jestem na pewno zadowolony z tego, że pogramy z nimi.
Po długiej przerwie kadra wróciła na Toropol do Opola. Jak Pan oceni cały ten ośrodek hokejowy w Opolu?
- Ośrodek fajny. Dla kibica bardzo fajne trybuny. Sam tutaj grałem jedenaście lat temu przeciwko Kanadzie i też był komplet publiczności. Mnie podoba się ten obiekt. Troszeczkę wymaga remontu. Pewne rzeczy trzeba odnowić i przede wszystkim poprawić stan tafli, żeby to wrażenie było jeszcze lepsze. Przyjedzie lepszy rywal i będą mieli pretensje o to. Na pewno jednak dla kibica, to bardzo ładny stadion. Fajna konfiguracja trybun i panuje kameralna atmosfera. Myślę, że w Opolu mógłby być lepszy hokej, bo jest młodzież, która jest dostarczana do Ekstraligi. Paweł Dronia gra w reprezentacji, także myślę, że Opole zasługuje na hokej w lepszym wydaniu.
Na koniec zapytam: czy pana zdaniem polski hokej zmierza w dobrym kierunku?
- Myślę, że tak. W takim składzie, jakim jesteśmy obecnie z dużą ilością młodych graczy potrafimy grać na równi z takimi zespołami, jak Francja, czy z mistrzem Łotwy, z którym przegraliśmy 2:1. Bardzo dobrze graliśmy w Zvoleniu z czołówką Ekstraligi słowackiej, a to są bardzo silne zespoły, mające dobrych obcokrajowców. Myślę, że nie jest tak źle z naszym hokejem, jak piszą. Jestem związany z tym sportem kilkanaście lat i trochę już przeżyłem. Jest grupa kilku fajnych chłopaków. Tylko jak mówię musi ich ktoś pociągnąć.